Gdy w Polsce trwały obrady Okrągłego Stołu, pani była za granicą. Czy miała pani pojęcie, co się działo wtedy w kraju? Czy śledziła pani wydarzenia?
Tak, starałam się być na bieżąco. Byłam wtedy od roku we Francji, miałam tam azyl polityczny. Nie byłam zaskoczona, że coś takiego ma miejsce, bo już w czasie krakowskich strajków studenckich w 1987 r., w których brałam udział, w powietrzu było czuć jakiś silny drugi nurt. Wrażenie, że jest coś, o czym my studenci nie wiemy, że coś się szykuje.
To co wisiało w powietrzu okazało się być początkiem zmian. Czy mieściło się pani w ogóle w głowie, że do stołu mogą usiąść komuniści i po części zgodzić się na oddanie władzy?
Nie, bo ja nie miałam takich doświadczeń politycznych w swoim życiu. Wiedziałam tylko, że rozmowy z komunistami nie kończą się dobrze. Pisałam pracę magisterską z Mackiewicza i oceniałam tamte czasy jego perspektywą. Rozmowa jest kompromisem, uwzględnieniem w jakimś stopniu wartości drugiej strony jej punktów widzenia. Tymczasem tamta strona była ontologicznym złem, unieważniała każdy dialog, „zarażała kłamstwem” albo fizycznie niszczyła. Dlatego przed wyjazdem z Polski napisałam na murze „Strzelaj albo emigruj”.
Ale wróciła Pani do kraju zaraz po obradach...
Zaraz po Okrągłym Stole wcale nie chciałam wracać do kraju, dopiero w 1994 r. Wreszcie mogłam być wolnym człowiekiem, tzn. nie zajmować się komunizmem, polityką, a korzystać z wolności tak jak moi rówieśnicy na Zachodzie. Miałam 25 lat...
CZY KOBIETY BYŁY SŁUŻĄCYMI PRZY OKRĄGŁYM STOLE?
Czy wybuchł w Pani wtedy optymizm z powodu tego, że wszystko właściwie z dnia na dzień się zmieniło? Jakie korzyści przyniósł kobietom Okragły Stół?
Na początku dał to, co wszystkim Polakom, czyli możliwość startu od zera wraz z demokracją. A potem się okazało, że tak jak przy Okrągłym Stole siedzieli prawie sami panowie, tak i ta demokracja jest zarezerwowana dla nich. Coś na podobieństwo Rewolucji Francuskiej, niby przełom w dziejach, ale Karta Praw była wyłącznie dla ludzi czyli mężczyzn. W Polsce kobiety dostały po Okrągłym Stole w spadku XIX wiek z jego pojęciem niepodległości, wartości rodzinnych i kapitalizmu. My do tego stołu służyłyśmy herbatką i ciasteczkami, zostawiono dla nas okruchy, pozory demokracji.
Ciekawe spostrzeżnie, ale nie do końca zrozumiałe. Co pani chce przez to powiedzieć?
W ogóle nie przyjęliśmy punktów widzenia nowoczesnych demokracji, gdzie kobiety są współobywatelami, a nie proletariatem seksualnym, zmuszanym prawnie do rodzenia dzieci i opieką nad nimi. Polkom nie przysługuje wolność, bo nie przysługuje im prawo do wielu osobistych decyzji i możliwości, gdy chcą pójścia do pracy - a więc do samodzielności ekonomicznej, która przyniosłaby państwu dochody z podatków. W DZIENNIKU trwa kampania na rzecz znieczuleń porodowych. Czy nie jest żenujące, że w XXI wieku trzeba tego żądać? I tylko dlatego, że porody dotyczą kobiet. Nikomu nie przyjdzie do głowy dyskutować nad znieczuleniem np. podczas amputacji. A przecież dawniej odcinano ręce i nogi na żywca, więc dlaczego teraz w ramach oszczędności nie można powrócić do tego zwyczaju wyrabiającego w narodzie odwagę? Wśród polityków pokutuje XIX-wieczne myślenie: dzieckiem zajmuje się kobieta, a kobieta nie musi pracować. Dlatego w Polsce nie ma zagwarantowanego żłobka, przedszkola. Wie pan, co się działo ostatnio w Warszawie z zapisami do żłobków?
Nie za bardzo wiem, o co chodzi...
Żeby zapisać dziecko do żłobka, trzeba było stać całą noc.
Rzeczywiście, moją znajomą też to dotknęło. Zapisała się na listę jako 260.
Co więc dał nam Okrągły Stół? To, że możemy się bogacić, głównie po to, żeby uniezależnić się od państwa. Jego opieki zdrowotnej, edukacji. Przypomina to Polskę sarmacką, każdy myśli o sobie, no chyba że trzeba rżnąć pohańca. Jak w XVII wieku Kościół ma się dobrze, panowie to szlachta, a plebsem (prawnie) są kobiety. Zaledwie 1 proc. kobiet w Polsce zajmuje najwyższe stanowiska menadżerskie. Kuriozalne jest to, że będziemy niedługo płacić kary za nieprzestrzeganie unijnych programów równościowych, a te pieniądze pójdą oczywiście z kasy państwowej, czyli naszej. Polki będą więc płacić z własnej kieszeni karę za to, że są źle traktowane. Sądzę, że 20 lat po Okrągłym Stole to lata zmarnowane. Tak jak nie wybudowaliśmy autostrad, tak nie wybudowaliśmy nawet zaczątków nowoczesnego państwa z jego procedurami. Przede wszystkim nie ma dobrych szkół, tzn. takich, które miałyby nowoczesny program, a nie scholatsykę wymaganą przez kuratorium.
PAŃSTWO IDEALNE NIE ISTNIEJE, ALE SĄ DOBRE WZORY
To według pani, od kogo powinniśmy się uczyć, skąd czerpać wzory? Jaki model wprowadzić?
Nie uczymy współpracować, myśleć. Tak jakby nam nie zależało na współpracujących w przyszłości obywatelach, czyli społeczeństwie, a jedynie na wybitnych jednostkach, które będą na tyle zdolne, by stąd uciec albo się urządzić kosztem innych. Uczeń to człowiek, a nie czarna skrzynka na informacje.
To, na co cierpimy, to brak edukacji emocjonalnej, seksualnej, obywatelskiej. Kształcimy życiowe, znerwicowane kaleki. I zapewne, jak pan wie, po ukończeniu naszych uczelni mamy najmniejsze szanse w Europie na karierę zawodową.
Oczekuje pani, że w naszym kraju będzie idealnie? Czyli jak?
Trudno mówić o ideałach, bo to są ideały, które mają za sobą albo 200 lat rozwoju myśli politycznej jak Francja, albo są krajami bardzo zamożnymi - jak Szwecja, gdzie już drugie pokolenie korzysta z polityki równościowej. Akurat w tych dwóch krajach żyłam o nich mogę mówić. Jeśli nie mamy się takich tradycji i takich pieniędzy, trzeba zacząć od rzeczy podstawowych. Od przedszkoli, żłobków, szkół podstawowych, bo tam zaczyna się społeczeństwo - kształtują się postawy, sposoby myślenia, oceniania..
I o to będzie teraz walczyć Partia Kobiet?
Partia Kobiet będzie walczyć o normalność, o demokrację, o przyszłość Polski, by nie marnować kolejnych 20 lat. Niedawno pan Piotr Zaremba napisał w DZIENNIKU, że polityczne aspiracje Partii Kobiet są chybione, bo nie ma u nas kobiet na miarę Angeli Merkel. Problem polega na tym, że u nas nie ma żadnego faceta na poziomie Angeli Merkel...