W małej wiosce, gdy pierwsza gwiazda zamrugała na niebie, zasiadano do wieczerzy wigilijnej. Ludzie, łamiąc się opłatkiem, dobrze sobie życzyli.
Radość szczególna wypełniała Franciszka i Antoninę, którzy z niecierpliwością odliczali dni do czasu rozwiązania, mającego niebawem nastąpić. Wszyscy życzyli im syna. Kobieta czuła jednak, że to życzenie się nie spełni...
Dzieci zapatrzone w choinkę słuchały pastorałek i kolęd: Wśród nocnej ciszy, Jezus Malusieńki, Stajenka Cicha...
Późnym wieczorem zaczęto szykować się do wyjazdu na Pasterkę. Kościół oddalony był o kilka dobrych kilometrów, więc wybierano się tam wozem drabiniastym. Jeszcze przed wyjazdem dziadek Tomasz poszedł do obory porozmawiać ze swoimi zwierzętami. Podobno swą niebywałą mądrość czerpał właśnie z tych corocznych krótkich pogawędek...
W końcu woźnica ruszył do kościoła i zaintonował śpiew, a wszyscy siedzący na wozie, opatuleni pledami i kożuchami (noc była wyjątkowo mroźna), zawtórowali mu wesoło...
Nagle rozdzierający krzyk Antoniny przerwał kolędowanie... Trudno opisywać, co działo dalej. Na szczęście poród był krótki, a jego koniec obwieścił wszystkim rozcinający noc wrzask nowego człowieka.
I tak oto przyszła na świat moja babcia. Rodzice dali jej na imię Gabriela, na cześć Tego, który zwiastuje nam radość Bożego Narodzenia...