Cisza. Niewyobrażalna cisza.

Otwieram oczy i widzę jasne, rozmazane plamy na suficie. To słońce usiłuje wkraść mi się do pokoju, przez uchylone okno. Nie chcę podnieść się z łóżka, nie mam po co, przecież to dzień, jak co dzień. Tylko w sklepach ogromne choinki, zapachowe świeczki, trochę milsze ekspedientki, które chcą bym kupiła masę rzeczy, bo przecież są święta - ludzie kupują prezenty.

Reklama

- Tak, prezenty.- pomyślałam. - Tylko, dla kogo? I od niechcenia zrzucam kołdrę.

Jedna noga i druga noga i już stoję. Zakładam pantofle i leniwie posuwam się w stronę okna. Od świata oddziela mnie tylko szyba, zaskakujące. Patrzę to na płatki śniegu, to na pędzących ludzi. Wszyscy gdzieś się spieszą. Na nic nie ma czasu. Setki śladów na białych chodnikach. Mam wrażenie, że któreś z nich prowadzą gdzieś gdzie jest lepiej. Gdzieś gdzie człowiek budzi się pełen radości, gdzie doba nie jest za krótka, gdzie nikt nie jest samotny…

Reklama

-Aj! - znowu uderzyłam głową w szybę - Tak. Racja. Nie ma co się nad tym zastanawiać.

Siadam w fotelu. Włączam telewizor.

- "Jest taki dzień. Bardzo ciepły, choć grudniowy…", "Dziś 24 grudnia, wyjątkowy dzień…", "Biegiem do sklepów, już nie wiele czasu…". Wyłączam, siadam przy biurku i włączam komputer.- Skomercjalizowane święta, nic tylko prezenty.

Reklama

- "Opowieść Wigilijna", "Zrób prezent swojej rodzinie na święta". Wyłączam. Nuda.

Do oczu powoli cisną się łzy. Mechanizm obronny przestaje działać, nie potrafię udawać, że czuje się doskonale.

- Tak! Jestem sama! I co z tego?- Krzyczę na cały głos, choć wiem, że nikt nie odpowie, liczę na to, że złość przyniesie ukojenie, że zapomnę, że dziś Wigilia.

Ale nie, to przecież nic nie daje. Nawet, jeśli powiem, że jest dobrze to wcale tak będzie.

I znowu kładę się do łóżka, zakrywam głowę kołdrą, chcę zasnąć, ale w głowie setki myśli, totalny chaos. Marzenia przeplatają się z rzeczywistością. Tak bardzo chcę żeby ktoś był teraz ze mną, żeby w te święta było inaczej.

Chciałabym usiąść przy wigilijnym stole, gdzie będzie czekać puste nakrycie dla niespodziewanego gościa, będzie pachnieć choinką i będę śpiewać kolędy, razem z całą rodziną, rodziną do której będę należeć.

-Muszę stąd wyjść!- Szybko podniosłam się, wyjęłam najcieplejsze ubrania z szafy i w ciągu 5 minut byłam gotowa do wyjścia. Spojrzałam na telefon - przecież i tak nikt nie zadzwoni - i wyszłam trzaskając drzwiami.

Popołudnie zmieniło się w wieczór. Pierwsza gwiazdka migotała na niebie. Płatki śniegu mieniły się w świetle latarni, wyglądały jak prawdziwe diamenty. Szkoda tylko, że z nikim nie mogę się tym pięknem podzielić, tak bardzo bym chciała by ktoś widział ten świat takim, jakim ja go widzę. Patrzył na niego moimi oczami.

Pierwszy raz czuję, jakbym była sama na świecie. Wszędzie jest tak pusto, nikt nie stoi na mojej drodze. Nawet nie mam komu życzyć wesołych świąt.

Gdy pomyślałam, że moja wędrówka dobiega końca, że czas wrócić do [pustego] domu, moim oczom ukazał się jakiś mężczyzna. Szedł tak samo zamyślony i tak samo smutny jak ja.

Gdy już zbliżał się do mnie szybko powiedziałam: - Wesołych Świąt! - a on zatrzymał się, spojrzał na mnie dużymi, niebieskimi oczami. Nie odpowiedział i zaczął iść dalej. Stałam i wpatrywałam się w niego.

Ku mojemu zdziwieniu obrócił się i krzyknął:

- Pójdziesz ze mną?

Nie zastanawiałam się długo, podbiegłam do niego. Jakiś czas szliśmy w milczeniu, rozglądając się dookoła, ale w końcu przełamaliśmy barierę i zaczęliśmy rozmawiać.

Mówiliśmy o wszystkim, nie tylko o świętach. Dawno się tyle nie śmiałam, miałam wrażenie, że nigdy nie byłam smutna i że już nigdy nie będę.

Byłam równocześnie spokojna i zdenerwowana, przerażona niezwykłym poczuciem bezpieczeństwa, jakie towarzyszyło mi w tej chwili.

Nieznajomy wyjął z kieszeni płaszcza opłatek i szepnął:

- Wesołych Świąt…

- Wesołych Świąt - odpowiedziałam.