Marta Kosakowska, dziennikarka Dziennik.pl: Słynny kredens z PRL-u stał w Pani rodzinnym domu? Przyznam, że ja doskonale znam ten mebel z domu mojej babci. Do dziś pamiętam, co się znajdowało w każdej z szafek i szuflad. Pamiętam też dokładnie zapach, kolor i fakturę tego kredensu. Bardzo zależało mi, żeby go zachować. Niestety przepadł.
Pola z Poznania, znana jako Matka Kredensowa: To może być zaskoczenie, ale nie jestem ”dzieckiem PRL-u”, więc ten okres mnie ominął. Magię i wspomnienia związane z tymi meblami poznałam dzięki moim klientkom. To one opowiadały mi, gdzie dziadek zawsze chował swoje skarby, jakie przepisy babcia trzymała w szufladach i jak kredens był ozdobą całego domu. W moim życiu kredens pojawił się zupełnie przypadkowo – podczas sprzątania piwnicy u babci. Najpierw był więc kredens, a miłość do tych mebli przyszła z czasem, właśnie dzięki historiom moich klientek.
Pamięta Pani pierwszy odnowiony mebel?
Pamiętam go doskonale i do dziś mam pamiątkowe zdjęcie z jego odnawiania. To było około 7 lat temu. Wtedy nawet nie pomyślałam, że ta przygoda zaprowadzi mnie aż tutaj i stanie się tak ważną częścią mojego życia. Już wtedy postawiłam na klasyczną biel i naturalne drewno. Ogromną frajdę sprawiło mi również szukanie idealnych gałek do tego kredensu. Choć tamten czas pamiętam też jako moment pełen wyzwań – nie brakowało negatywnych komentarzy. "Kto to widział, żeby coś takiego odnawiać!" – mówili. Niektórzy twierdzili wręcz, że upadłam na głowę. Na szczęście poszłam za głosem serca.
Interesuje się Pani historią mebli z PRL-u i w ogóle tego okresu?
Nie nazwałabym się znawczynią tego okresu. Co więcej, wiele z odnawianych przeze mnie mebli wcale nie pochodzi z PRL-u, lecz z wcześniejszych dekad – często są to meble powojenne lub nawet międzywojenne. PRL skupiał się głównie na tanich materiałach zastępujących drewno, a ja zdecydowanie bardziej cenię starsze meble, szczególnie zestawy kuchenne, które bywają błędnie kojarzone wyłącznie z tym okresem. Moją największą pasją są kredensy – to na nich skupiam się najbardziej.
Jak wygląda proces odnawiania kredensu?
Proces odnawiania kredensu można opisać w trzech krokach: rozkręcić, naprawić i skręcić – taką radę dostałam od mojego taty stolarza przy pierwszym meblu. Mówiąc całkowicie poważnie, w praktyce wygląda to jednak znacznie bardziej skomplikowanie. Najlepiej zacząć od rozkręcenia mebla na części, następnie usunąć starą warstwę farby, zaszpachlować ubytki i naprawić rozwarstwienia, które zdarzają się bardzo często. Potem dochodzi sporo klejenia, szlifowania, malowania i na końcu – ponowne składanie wszystkiego w całość. Niby „tyle i aż tyle,” ale w rzeczywistości wymaga to dużo cierpliwości, precyzji i – nie ukrywam – stalowych nerwów.
Ile zajmuje ten proces?
To bardzo często zadawane pytanie, a odpowiedź brzmi: to zależy. Im więcej drewna w kredensie i im bardziej jest zniszczony, tym więcej godzin pracy wymaga. Średnio cały proces zajmuje około 80 godzin. Zdarzały się jednak meble, które udało mi się odnowić znacznie szybciej, ale są to wyjątki – najczęściej dotyczy to klasycznych kredensów z PRL-u wykonanych z płyty, które są mniejsze i prostsze w renowacji. Dodatkowo takie meble zazwyczaj są w lepszym stanie niż starsze, wymagające więcej pracy.
Czy jesteśmy w stanie zrobić to samodzielnie? Czego potrzebujemy?
Wiele osób uważa, że do tego procesu potrzebna jest profesjonalna stolarnia, ale to nieprawda. Sama swoje pierwsze kredensy odnawiałam bez specjalistycznego zaplecza. Wystarczą podstawowe narzędzia, takie jak młotek, dłuto, wkrętak, papier ścierny, szpachelka i wałek malarski. Oczywiście, im bardziej profesjonalny sprzęt mamy, tym szybciej i łatwiej przebiega praca, ale jeśli chcemy odnowić kredens amatorsko, dla siebie, spokojnie poradzimy sobie z podstawowym wyposażeniem.
Udowodniło to już wiele kobiet, które samodzielnie odnowiły swoje kredensy, korzystając z mojego e-booka, w którym pokazuję, jak to zrobić krok po kroku, bez profesjonalnej stolarni. Często słyszę, że było ciężko, ale efekt zawsze był tego wart – i to jest najważniejsze.
Zdarzają się klienci, którzy mają specjalne życzenia co do kolorów, faktur?
Moi klienci dzielą się na dwa typy: jedni chcą, aby kredens wyglądał jak z epoki, a drudzy wręcz przeciwnie – chcą go całkowicie odświeżyć i nadać mu nowoczesny charakter. Najczęściej różnice dotyczą stylu i kolorystyki. Na przykład kredensy trafiające do wiejskich domków czy agroturystyk zazwyczaj utrzymane są w klasycznym, rustykalnym stylu. Z kolei meble do nowoczesnych wnętrz przybierają coraz odważniejsze barwy, takie jak czerń, butelkowa zieleń, a nawet różowy.
Czasami trafiają się klienci z nietypowymi wymaganiami – i właśnie te projekty lubię najbardziej! To oni stawiają mi wyzwania i pozwalają sięgać po nowe rozwiązania. Na przykład w tym roku pracowałam nad kredensem, który miał być dostosowany do dużego ekspresu do kawy i wyposażony w wysuwaną stolnicę zamontowaną na prowadnicach. Innym razem zajmowałam się aranżacją całej sali weselnej, gdzie stare meble – w tym kredensy – zostały przerobione na stacje w stylu glamour na słodkości, stół wiejski, sushi, a nawet na barek wykonany z przerobionego pianina.
Obecnie przygotowuję się do projektu loftowego kredensu, który ma mieć czarne metalowe ramy zamiast drzwi. Przyznaję, że ten projekt mnie trochę przeraża, ale jednocześnie nie mogę się doczekać efektu końcowego!
Czy są też miłośnicy klasyki, którzy chcą, by kredens wyglądał dokładnie tak, jak w domu ich babci?
Oczywiście, że są miłośnicy klasyki, choć przyznaję, że nigdy nie zdarzył mi się projekt odtworzony w 100 proc. Klienci często decydują się na klasyczną biel i zachowanie oryginalnych szybek z pięknymi wzorami, które kojarzą się z dawnymi czasami. Jednocześnie chętnie wprowadzają elementy, których nie było w tamtych latach – przede wszystkim odsłonięte drewno.
Dawniej kredensy były zazwyczaj malowane grubą warstwą farby, ale dziś wiele osób woli, by blaty, a czasem także szuflady czy półki, pozostały w naturalnym drewnie. To takie kompromisy między klasyką a nowoczesnym podejściem, które pozwalają zachować ducha przeszłości, jednocześnie dopasowując mebel do współczesnych wnętrz.
Ktoś mógłby powiedzieć, że stolarka to mało kobiece zajęcie.
Sama uważam, że stolarka to tradycyjnie męski zawód, ale bardzo cieszy mnie, że coraz więcej kobiet się na niego decyduje. Trzeba jednak odróżnić odnawianie mebli od typowej stolarki. W odnawianiu mebli, moim zdaniem, przeważają kobiety – to dziedzina, która wymaga cierpliwości, precyzji i często kreatywności, co sprawia, że świetnie się w niej odnajdujemy.
Stolarka natomiast to ciężka i wymagająca dziedzina, która – niestety – powoli wymiera. Prawdziwych rzemieślników jest coraz mniej, a ich miejsce zajmują pseudostolarze, co jest smutnym znakiem naszych czasów. Dla mnie jednak stolarka, tak samo jak odnawianie mebli, to zajęcia, które nie mają płci. Liczy się pasja serce i zaangażowanie. Stolarka to coś więcej niż praca – to sposób na wyrażenie siebie, na dawanie drugiego życia starym przedmiotom i tworzenie czegoś wyjątkowego.
Pani największe zawodowe marzenie wiąże się z kredensami?
Myślę, że powoli zbliżam się do realizacji jednego z moich największych marzeń związanych z kredensami – odnowienia setki takich mebli. To moment, w którym chciałabym móc spojrzeć na swoją pracę z dumą i powiedzieć: „Zrobiłam to!”. Natomiast największe marzenie już się spełniło – kredensy, które kiedyś były ozdobą każdego domu, powracają do łask. Ludzie pokochali je na nowo, doceniając ich urok i historię, którą niosą.
Teraz marzę o czymś więcej – chciałabym dokonać małej rewolucji w dziedzinie odnawiania mebli, pokazując kobietom, że mogą śmiało wchodzić w tę przestrzeń i odnosić sukcesy. Nie ukrywam też, że moją rzemieślniczą duszę coraz bardziej pociąga stolarka – chciałabym zgłębić tę dziedzinę i pójść krok dalej. Przede mną jeszcze dużo pracy, ale jestem gotowa na to wyzwanie.