Miałam 14 lat, chodziłam do 2 gimnazjum, kiedy zaczęłam rozmawiać przez internet z chłopakiem - Marcinem. Znałam go z widzenia, rozmawiało nam się świetnie, tak jak zawsze, kiedy znajomość dopiero się zaczyna.

Spotkaliśmy się w piątek, o 17.00, 5 marca 2004 roku, na przystanku autobusowym w centrum miasta. Byłam strasznie podekscytowana tym, że taki chłopak jak on zwrócił na mnie uwagę. Miał ogromne powodzenie, był wysokim blondynem o zielonych oczach, wysportowanym, przystojnym. Po prostu ideał faceta. Po naszym pierwszym spotkaniu zaczęły się kolejne. Razem piliśmy wino, śmialiśmy się, spotykaliśmy najpierw w ukryciu i unikaliśmy miejsc publicznych.

Chodziliśmy zaledwie trzy miesiące, ale w ciągu tak krótkiego czasu zdążyłam się do niego zbliżyć, poznać i przede wszystkim pierwszy raz w życiu tak mocno kogoś pokochałam. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, milczeliśmy i nie mogliśmy się nagadać. Wydawało mi się, że będziemy ze sobą długo. Nie spodziewałam się, że on tylko się mną bawi, tak jak z resztą innymi dziewczynami, które zmieniał jak rękawiczki.

Pod koniec drugiego miesiąca, wyznał mi, w ogóle nie czując jakiegokolwiek wstydu, że równolegle spotykał się z inną dziewczyną. Powinnam od razu zareagować, jednak byłam tak bardzo zaślepiona nim, że uwierzyłam w obiecanki, że to się już nie powtórzy. Potem i tak były kolejne zdrady, ale to mnie nie obchodziło, wmawiałam sobie tylko, że ludzie opowiadają plotki.

Pewnego dnia siedzieliśmy w parku na górce, kłóciliśmy się tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy mnie uderzył i upadłam na ziemię. Pocięłam sobie plecy i ręce, przez jakieś głupie potłuczone szkło. Jego zachowanie powinno być wystarczającym sygnałem... On nawet nie pomógł mi wstać, tylko patrzył się na mnie i uśmiechał.

2 czerwca 2004 roku poszliśmy na spacer. Nagle powiedział, że musimy porozmawiać, ale po tej rozmowie nie będziemy już mieli nic sobie do powiedzenia. Nie słuchałam go, wolałam na niego patrzeć. Tak bardzo lubiłam to robić.

Szliśmy w milczeniu i zapytałam się go, czy to koniec? A kiedy odpowiedział, że tak, bez pożegnania, bez niczego poszłam do domu. Było mi wstyd, że nie dałam mu w twarz, że dawałam się cały czas upokarzać, że doszłam do tego tak późno. Ból był okropny, nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Tydzień łez, pocieszania, analizowania. Czułam się tak, jakbym straciła osobę z najbliższej rodziny. Zaczęły się nieobecności w szkole, leżenie w łóżku i płacz. Nie potrafiłam przestać płakać. Tylko to dawało mi ukojenie.

Chociaż wiedziałam, że ten związek i tak był przegrany, nie docierało to do mnie. Żyłam w amoku. Po trzech miesiącach pocieszania przez najbliższych, zaczęłam inaczej na to patrzeć. Znowu niestety zaczęły się plotki, które tym razem on opowiadał. Całkowicie niestworzone historie, oczernianie mnie, wyśmiewanie się. Nawet nie wiem z czego? Śmiał sie, że to on ze mną skończył, że byłam mu potrzebna do zaspokojenia jego potrzeb. Strasznie to bolało, ale starałam się nie zwracać na to uwagi.

Po 10 miesiącach skończył się płacz, ale cały czas były te bolesne wspomnienia, ból, upokorzenie i nawet chyba strach. Psychicznie czułam się bardzo źle. Tym bardziej że w szkole podeszła do mnie koleżanka i powiedziała: " Marcin cię pozdrawia i mam przekazać, że chodzi już z inną dziewczyną od 10 miesięcy". Dosyć szybko się pocieszył...

Pewnego dnia, oglądając w łóżku film, powiedziałam sobie " kiedyś Cię kochałam..." i chociaż popłynęła łza, nie była ona z bezsilności, ale ze złości. Poczułam, jak ciężar tego człowieka schodzi ze mnie, z dnia na dzień czułam się lepiej, chociaż nadal nie odpowiadałam na zaproszenia chłopaków do kina czy na kawę. Miałam do nich obrzydzenie, coś w rodzaju niechęci, bólu i złości.

Ten stan trwał kolejne kilka miesięcy, dopóki na nowo nie poznałam Daniela, mojego obecnego chłopaka. Jednak kiedy zaczęliśmy się spotykać, znowu odezwał się Marcin. Pomimo przeżyć znowu poczułam to "coś". Jednak wybrałam Daniela i bardzo się z tego cieszę. Jesteśmy ze sobą już dwa lata, kochamy się i wierzę w tę miłość.
Zdobywał mnie powoli, małymi krokami, nie komentował moich zachowań słowami "odwal się". W końcu ból po Marcinie minął, teraz nawet nie mam wspomnień, bo po prostu nie chce ich pamiętać, jest on dla mnie obcym człowiekiem, którego widzę raz na rok, może rzadziej.




















Reklama