Marta i Bartek byli małżeństwem od pięciu lat. Powodziło im się co najmniej dobrze: piękne mieszkanie, dwa służbowe samochody, wczasy za granicą. Nie mieli dzieci, ale chyba nie spieszyli się do tego, w końcu byli dopiero nieco po trzydziestce. Obracali się w gronie lekarzy, jak na pracowników koncernu farmaceutycznego przystało. Wesołe grille, wypady do kina, wspólne wyjazdy w trzy pary. Trzy pary plus jedna, singielka – powabna Ania.
Ania była świetnie zarabiającą lekarką, zmieniała narzeczonych jak rękawiczki i chyba z nudów zagięła parol na Bartka. Udało się. Dwa gorące wieczory w jej domu – wersja dla Marty „te korki mnie dobiją” – zrobiły swoje. Bartek oszalał. Ale ani on, ani Anka nie chcieli się ze sobą wiązać. Ot, seks, lepszy niż z żoną (dla niego), a dla niej nie najgorszy. Zresztą Bartek miał jedną podstawową zaletę: był pod ręką, a żona łykała każde jego kłamstwo, nawet najgłupsze.

Reklama

Przyjaciele Marty i Bartka zaczęli coś podejrzewać, gdy ktoś z nich zobaczył, jak ich kumpel (rozglądając się na boki i z kapturem naciągniętym na twarz), wychodzi z mieszkania Ani. Zapytali potem, dlaczego ją odwiedza bez żony. Zaśmiał się nerwowo i powiedział, że naprawiał jej kran. Po co ciągnąć do takiej nudnej roboty swoją ukochaną żonkę?
Sprawy zaszły jednak odrobinę za daleko. Na jednej z wspólnych imprez znajomi zorientowali się, że coś jest nie tak. Marta poszła wcześniej do domu, bo źle się czuła, a Bartek zajął się Anią. Tak dalece, że wylądowali w sypialni gospodarzy, całując się. Nakryła ich pani domu, która na ich widok osłupiała i wyszła. A oni, jak gdyby nigdy nic, opuścili imprezę…

Następnego dnia do organizatorów party zadzwoniła Marta, podziękowała za udaną zabawę i zapytała, gdzie spał Bartek, bo wrócił o szóstej rano. Czy znowu skulony na sofie? Jak on nie dba o swoje zdrowie! A wszyscy widzieli, że Bartek wyszedł kilka minut po pierwszej, z Anią. Znajomi zrozumieli, że romans kwitnie, a Marta nic nie wie... I to właściwie mógłby być początek tej historii, a raczej jej nieoficjalnego biegu. Powiedzieć Marcie? A jeśli tak, to jak? Kto się tego podejmie? Jak daleko można wtrącić się w czyjeś życie?

KAŻDY MA SWOJE ZDANIE NA TEN TEMAT

Zapytaliśmy kilka przypadkowych osób, co znajomi Bartka i Marty powinni zrobić. Oto ich opinie:

Joanna, 28 lat: NIE WTRĄCAM SIĘ...

"Ja na miejscu znajomych bym się w ogóle nie odzywała. Z natury jestem osobą, która nie wtrąca się do prywatnych spraw swoich przyjaciół. Moim zdaniem powinno się porozmawiać z drugą połówką i wszystko wyjaśnić. Mój ostatni facet zdradził mnie, przyłapałam go na gorącym uczynku. Oczywiście domyślałam się, że jest coś nie tak. Moi znajomi wiedzieli, że on spotyka się z jakąś koleżanką z pracy, ale nic mi nie powiedzieli i nie mam do nich żalu. Żal mam do siebie, że wcześniej nie usiadłam z nim i nie porozmawiałam, jak na dorosłą osobę przystało, tylko czekałam, aż sprawa sama się rozwiąże. A później to już było po ptakach. "

Maria, 40 lat: TO PODWÓJNA ZDRADA







„Powinni powiedzieć tej nieszczęsnej kobiecie, póki jeszcze ma co zbierać w związku. Z tego, co widzę, jej naiwność jest piramidalna. Faceci to jednak są świnie! Moim zdaniem ktoś - najlepiej kobieta z tego grona - powinien wziąć ją na bok i jej to powiedzieć. Nie wolno ukrywać takich rzeczy przed ludźmi, bo to nieszczere. Taka podwójna zdrada: zdradził mąż, zdradzili przyjaciele. Trudno się po czymś takim pozbierać.”

Barbara, 27 lat: POSTRASZYĆ SKUBAŃCA

„Znajomi powinni najpierw pogadać z tym facetem i z jego kochanką i zapytać ich, co mają zamiar z tym zrobić. To ingerencja, wiem, ale z drugiej strony mamy zdradzaną, upokorzoną kobietę, która nie jest do końca świadoma, co się dzieje. Można postraszyć takiego skubańca, że jeśli sam nie powie, co jest grane, to się po prostu wszystko doniesie jego żonie. Powinno poskutkować.”

Marta, 32 lata: TO MUSI SIĘ SKOŃCZYĆ

Anonim, tylko anonim. Napisany na komputerze, bez śladów, kto go ułożył. Wsadzić w kopertę, adres nakleić (wydrukowany!) i wysłać. Ta kobieta nigdy w życiu sama się nie domyśli, że mąż doprawił jej rogi. A wyobraźmy sobie sytuację, że nagle zachodzi w ciążę i mają dziecko! Przecież to kolejna rozbita rodzina, bo myślę, że takiemu fircykowi nie w smak będzie płacz dziecka i wiecznie zmęczona żona. Znajdzie azyl u kochanki.”

Maciej, 29 lat: TO POCZĄTEK KOŃCA

„Na początek wziąłbym na bok tego faceta i z nim porozmawiał. Powiedział, że plotkuje się, że ma romans, że żona o tym nie wie. Jeśli są młodym małżeństwem i nie mają jeszcze dzieci, to ja bym się w ogóle na ich miejscu zastanawiał, czy jest jeszcze o co walczyć? Bo taki numer na początku drogi to naprawdę porażka. Jak można sobie po czymś takim w ogóle ufać?”

A CO WY SĄDZICIE O TAKIEJ SYTUACJI? MÓWIĆ CZY NIE MÓWIĆ? Podyskutujcie na naszym forum.