Idea strony MyFreeImplants.com nie jest zbyt skomplikowana, choć dość dwuznaczna moralnie. Mówiąc wprost, chodzi o to, by kobiety znalazły sponsorów, którzy sfinansują im operację plastyczną. Dziewczyny, które nie są zadowolone z tego, jak wyposażyła je natura, rejestrują się na stronie za darmo. Zamieszczają swoje zdjęcie z informacją o tym, jak chciałyby zmienić swój biust (na przykład jaki rozmiar będą miały ich wymarzone implanty, czy będą silikonowe czy salinowe).
Potem muszą czekać na odzew mężczyzn, którzy odwiedzają stronę. Oni również rejestrują się bezpłatnie, muszą jednak otworzyć linię kredytową, za pomogą której będą mogli dofinansować swoją wybrankę. Później wystarczy już tylko, że wyślą jej wiadomość. Tym sposobem zasilą jej fundusz operacyjny o jednego dolara.
W zeszłym roku dzięki stronie środki na zrealizowanie marzeń o dużym biuście zebrało ponad sto kobiet. 27-letnia Jessica Levine, która zabieg przeszła w listopadzie zeszłego roku, powiedziała telewizji FoxNews, że osiągnięcie wymarzonego celu było czasochłonne. "To prawda powiększyłam sobie biust za darmo, ale kosztowało mnie to sporo energii. Angażowanie się w działanie strony i odpowiadanie na wszystkie wiadomości wymaga dużego wysiłku” - relacjonowała.
I choć dziewczyny biorące udział w przedsięwzięciu zazwyczaj są bardzo zadowolone (ich gorące podziękowania można przeczytać na stronie), witryna budzi wiele kontrowersji. Bo przecież trudno wyobrazić sobie bardziej upokarzającą czynność dla kobiety niż szukanie mężczyzny, który zapłaci za to, by okaleczyła swoje ciało, tak by stać się bardziej atrakcyjną seksualnie.
Poza tym na stronie brakuje informacji o komplikacjach, jakie mogą nastąpić po operacji. A o tym, że silikon w piersiach nie jest ani zdrowy, ani wiecznie piękny przekonała się nawet Pamela Anderson. Po prawie dwudziestu latach od pierwszego zabiegu jej sztuczne piersi straciły ponętny kształt, a jak stwierdził ostatnio Alex Karidis, jeden z najlepszych chirurgów plastycznych w Los Angeles, niedługo mogą się po prostu rozpaść.