Brytyjska gazeta "Daily Mail” przytacza historię 26-letniej Danielle Nulty, ładnej, młodej blondynki, która przez lata nie mogła znieść swojego widoku w lustrze. Na gładkiej cerze o ładnym kolorycie dopatrywała się koszmarnych zmarszczek, które jakoby miały się pojawiać wokół oczu i ust. "Wydawało mi się, że wyglądam jak osiemdziesięcioletnia staruszka” - Danielle wyznała dziennikarzom.
Jej obsesja rozpoczęła się w wieku 15 lat. Do szału doprowadzały ją włosy, które zaczęły się kręcić. Uważała też, że ma zdecydowanie za małe oczy. By je powiększyć, zaczęła się obsesyjnie malować.
Prawie zupełnie zrezygnowała z życia towarzyskiego. Wolała nie wychodzić z domu, niż narażać się na publiczne pokazywanie swojej szpetnej - jak uważała - twarzy. Nie mogła też ułożyć sobie życia osobistego. Najbardziej przerażała ją myśl, że ktoś zobaczy ją rano bez makijażu.
Dopiero po kilkunastu latach u Danielle zdiagnozowano dysmorfofobię, czyli zaburzenie psychiczne polegające na skrajnie negatywnej ocenie własnego wyglądu. Nie tylko w tym przypadku wykrycie choroby nie było łatwe. Rozpoznanie dysmorfofobii jest trudne, gdyż jej objawy są mylące: chorzy często są postrzegani jako osoby wyjątkowo próżne, które skupiają się wyłącznie na wyglądzie zewnętrznym. Niestety, w wielu przypadkach cechy te nie ma nic wspólnego z samozachwytem, lecz wywołują cierpienie. To dolegliwość poważniejsza niż mogłoby się wydawać. Prawie 30 proc. chorych podejmuje próby samobójcze. Chorobie towarzyszą też często inne zaburzenia takie jak anoreksja bulimia, czy uzależnienie od ćwiczeń fizycznych.
Jak powiedział "Daily Mail” brytyjski psychiatra dr Adrian Lord, w ostatnich latach przypadków dysmorfofobii jest coraz więcej. A leczeniu przykrej choroby nie sprzyja, niestety, wszechobecny kult piękna.