Jane Fonda to bez wątpienia jedna z najbarwniejszych postaci w Hollywood. Miliony widzów na całym świecie pamięta jej piękne ciało z filmu "Barbarella". Do dziś zresztą wielu panów wzdycha na jej widok, mimo że niegdysiejszy symbol seksu ma już - uwaga! - 72 lata.
To się nazywa być młodą duchem. W każdym razie wiek aktorce nie przeszkadza, by żyć pełnią życia. Pod koniec roku po raz czwarty wyjdzie za mąż - tym razem miłość i wierność (?) ślubować będzie 67-letniemu producentowi muzycznemu Richardowi Perry'emu.
I właściwie nie ma w tym nic sensacyjnego - wszak już dawno przyzwyczailiśmy się do tego, że w świecie wielkiego show-biznesu jeden ślub to za mało. Jednak dziwna wydała nam się informacja o tym, że na swój ślub "panna młoda" postanowiła zaprosić swoich dwóch poprzednich mężów - byłego polityka Toma Haydena i potentata medialnego Teda Turnera. Zapewne zaprosiłaby też i trzeciego, jednak ten - Roger Vadim - zmarł w 2000 roku.
Jedni mówią - perwersja. Inni - gest z klasą. Jeszcze inni - schizofrenia. Szczerze mówiąc i my jesteśmy trochę zaskoczeni - być może dlatego, że przyjaźnie między byłymi małżonkami to w dzisiejszych czasach naprawdę rzadkość. O swoich "eks" kobiety najczęściej chcą zapomnieć jak najszybciej, rozstają się z nimi w poczuciu żalu i jeśli zaczynają życie od nowa - to z pewnością bez duchów z przeszłości.
Po Fondzie można spodziewać się jednak wszystkiego. Jak donosi "Sunday Express", aktorka powiedziała o zaręczynach podczas przyjęcia w domu Barbry Streisand i Jamesa Brolina i teraz jest to podobno największa ujawniona tajemnica w Hollywood. Jane i Richard wezmą ślub podczas świąt Bożego Narodzenia i będzie to skromna (?), ale magiczna ceremonia.
I najprawdopodobiej ostatnia z tego cyklu w życiu aktorki. Dlatego oby zadziałało: do czterech razy sztuka.
________________________________________
NIE PRZEGAP:
>>> Ania Jagodzińska jak pan Bóg stworzył
>>> Jaką kobietą będziesz po sześćdziesiątce?
>>> Zrób sobie wirtualną operację plastyczną