...sypie śnieg. W domu gorąca, świąteczna atmosfera. Każdy krząta się, bo chce, by było wyjątkowo. W całym domu pachnie piernikiem i rybką a w tle słychać kolędy. Kocham ten czas. Wtedy czuję, że mogę wszystkimu podołać, odetchnąć od codziennych spraw, zapomnieć... To tak, jakbym przeniosła się w inny, bajkowy świat małego dziecka, którego cieszą prezenty i kolorowa choinka,ehh:)...ale kto powiedział, że jako już dorosła kobietka nie mogę cieszyć się tym klimatem??
Od tych mych świątecznych marzeń, nagle wyrwał mnie głos mamy :"Ania, nie siedź tak bezczynnie,tylko pomóż mi dziecko!". No tak, trzeba pozanosić pyszne potrawy na stół, bo niedługo zaczniemy wieczerzę, ale... no oczywiście! Jak zawsze, co roku spóźnia się babcia, której pewnie zasypało dom i jak zwykle zaczniemy godzinę później...
Ale ja nie zamierzam słuchać jak mama na wszystkich krzyczy, tata w pośpiechu się przebiera, a siostra... poprawia makijaż! Idę na spacer.
Brrr, ale zimno - ja, ten ciągły zmarźluch i moja wieczorna wędrówka - to się źle skończy! Padający śnieg i mróz na dworze dodają pełnego uroku TEJ chwili;).W powietrzu czuję już chwilę zasiadania do stołu, łamania się opłatkim, szczerych życzeń... i płaczu babci:). Wokół pełno kolorowych,migocących choinek i ani żywej duszy-no bo kto normalny w chwili pojawienia się pierwszej gwiazdki idzie na spacer,zamiast być w domu i delektować się spokojem przy gronie rodziny? To tylko JA mogę mieć takie szalone pomysły:)!
Idąc z powrotem (nawet nie sądziłam,że przeszłam ładny kawałek drogi:)), lepiąc kulki ze śniegu i myśląc co tym razem dostanę pod choinkę, na mojej drodze staneła jakaś starsza Pani.Nie znałam jej, ale widziałam, że ma jakiś smutek w oczach.
Przystanełam i powiedziałam "Dobry wieczór, co Pani sama robi w wieczór wigilijny?", na co staruszka odpowiedziała: "A wiesz, drogie dziecko, ja tak sobie sama spaceruję co roku w Wigilię,obserwując jak ludzie w domach składając sobie życzenia, są szczęśliwi i uśmiechnięci... Ja nie mam nikogo... Wpatrując się w okna cudzych domów, cieszę się razem z ludźmi, że chociaż oni mają kochające rodziny i bliskich wokół siebie". Byłam tak wstrząśnięta tym faktem, że jest jeszcze ktoś, kto jest w TEN SZCZEGÓLNY CZAS sam w domu!
Po chwili namysłu zaproponowałam wędrownej Pani miejsce przy naszym stole w rodzinnym domu. Pani nie chciała się na to zgodzić, twierdząc, że tylko rodzina powinna być razem... ale ja nie mogłam zosatwić jej samej na mrozie!
I jakie było zdziwienie w domu, że nie przyszłam sama, lecz w towarzystwie uroczej Pani Lucynki:)!
Święta wspominam cudownie:)! Było pełno prezentów, opowieści o Św.Mikołaju mojej siostrzenicy,którego rzekomo widziała:) i relacje Pani Lucynki o jej nieżyjącej już rodzinie... Do dziś utrzymujemy kontakt, odwiedzam Ją raz na tydzień i pomagam w domu, w zakupach i sprzątam. Jest dlamnie jak trzecia babcia:)! Chyba warto było iść na ten spacer...