Moje wcześniejsze rozmówczynie, z którymi spotkałem się w ramach cyklu "20 lat wolności kobiet", czyli Manuela Gretkowska i Magdalena Środa, twierdziły, że Okrągły Stół wraz z przemianami politycznymi przyniósł wolność polityczną, ale jednocześnie ograniczył wolność kobiet. Czy zgadza się pani z tymi poglądami?
Nie podzielam tego punktu widzenia…

Reklama

>>> Środa: Emancypacja to była realna w PRL

Dla równowagi dodam, że pani Irena Eris twierdziła, iż Okrągły Stół dał kobietom to, czego nie miały wcześniej, czyli nieograniczone możliwości biznesowe.
Dokładnie. Bardziej widzę to w kategoriach możliwości. To, co zdarzyło się po Okrągłym Stole, było dla mnie szalenie ważne, świat stał przed nami otworem, poczułam możliwość realizacji siebie samej. Prowadziłam firmę, uczyłam się prowadzenia rozmów biznesowych, tworzenia umów w zupełnie nowych warunkach… W mojej firmie było wiele kobiet. Miałam poczucie, że trzeba skorzystać z momentu, który daje nam historia. Z mojego punktu widzenia demokratyczne zmiany były dla kobiet ogromnym wyzwaniem, inspiracją do zupełnie innego spojrzenia na siebie zarówno w rodzinie, jak i w pracy.

W polityce powinno być więcej kobiet? I Gretkowska, i Środa tak właśnie uważają.
Pod tym względem zgadzam się z panią prof. Środą i panią Gretkowską. W polityce powinno być więcej kobiet. Dlatego zdecydowałam się wejść do rady programowej Kongresu Kobiet Polskich, który odbędzie się w Warszawie 21-22 czerwca. Pamiętajmy, że chociaż mężczyźni siedzieli przy Okrągłym Stole, to bardzo wiele kobiet pracowało na zapleczu, przygotowywały dokumenty, wspierały ich swoim doświadczeniem prawnym itp…

>>> Irena Eris: Gdyby nie '89, nie prowadziłabym dziś firmy

Jako żona prezydenta bardzo często podróżowała pani po świecie. Czy kiedykolwiek, oficjalnie bądź nieoficjalnie pytano panią za granicą o tę wielką polską przemianę?
Tak i to bardzo często. Pamiętam, jak w San Salvador w 1993 r. mąż był głównym mówcą na wielkiej międzynarodowej konferencji dotyczącej rekonsyliacji. Mówiąc o obradach Okrągłego Stołu, przekonywał, że była to najlepsza z form przejścia od reżimu do nowego ładu społecznego, a co najważniejsze, odbyło się to w sposób bezkrwawy. Przecież wtedy po stronie reżimowej było wojsko, milicja, rząd mógł użyć siły. Zwyciężyła mądrość Polaków, którzy potrafili się porozumieć. W Salwadorze kilka lat wcześniej skończyła się wojna domowa, mieszkaliśmy w hotelu, w którym były ślady po kulach. Mogło więc być i tak.








>>> Gretkowska: W Polsce nie ma faceta na poziomie Angeli Merkel

Był taki moment, że przez chwilę wydawało się, że obrady skończą się fiaskiem…
Tak, to prawda. Pamiętam - to było już pod koniec obrad - kiedy się wydawało, że wszystkie postanowienia są już dopracowane, raptem coś w tych trybikach się zacięło i wyglądało na to, że może się skończyć jedną wielką klęską. Wtedy mąż wrócił do domu, nie chciał o niczym rozmawiać, w powietrzu czuć było ogromne napięcie. Fiasko tych rozmów byłoby klęską nie tylko dla obu stron, ale przede wszystkim dla Polski.

Reklama

Jednak nie wszyscy uważają słynny okrągły mebel za wzór przemian. Są tacy, którzy mówią o zdradzie ideałów, wielu w ogóle nie docenia jego wartości. Niektórzy uważają, że porozumienie i tak było klęską.
Tego nie mogę zrozumieć. Mam inny obraz tamtych wydarzeń. Pamiętam, jak mąż podchodził do tych rozmów z ogromną otwartością i autentyczną chęcią wypracowania optymalnej, na tamten moment historyczny, formuły. Dzisiaj możemy patrzeć inaczej na to, co działo się przy Okrągłym Stole. Proszę pamiętać, że niektóre postulaty ekonomiczne nie spełniły się, były nierealne. Moim zdaniem Okrągły Stół to była trampolina, od której mogliśmy odbić się i sensownie myśleć, co dalej. Przecież rezultaty rozmów okazały się zaskakujące nawet dla jego uczestników.

Pani mąż zatrudniał w Kancelarii Prezydenta RP wiele kobiet. Czy należycie doceniał panie i ich wkład w rządzenie państwem?
Jak najbardziej! Zawsze mówił, że jego mądrość jako prezydenta, umiejętność rozstrzygania sporów płynie z pracy kobiet. I to prawda.

Reklama

To dlaczego wciąż nie docenia się kobiet w debacie publicznej? Cały czas słyszymy zapowiedzi kolejnych partii, że na listach znajdą się kobiety. Rzuca się nawet konkretne liczby: 30, 40, a nawet 50 proc. list zajętych przez panie. Nic z tego nie wychodzi. Gdzie pani zdaniem leży problem?
Będziemy mówiły o nich na czerwcowym kongresie. Może warto na listach partyjnych zrobić tak, by nie otwierały ich nazwiska mężczyzn, lecz kobiet? Niech będzie na listach taki przekładaniec: kobieta, mężczyzna, kobieta, mężczyzna. A nie tak, jak było i jest do tej pory, że każdą listę rozpoczynają mężczyźni, a kobiety trzy czy cztery miejsca od końca. Chciałybyśmy wykreować taką sytuację, że na listach będzie połowa pań. Ale czy nam się to uda? Tego nie wiem, ale spróbujemy to zrobić.

Prowadzi pani w telewizji jeden z najpopularniejszych programów o stylu. Polki w latach 70. słynęły na całym świecie z szyku i elegancji. W latach 80. i początku lat 90. polska ulica była jednak szara. Czy dziś Polki znów mogą uchodzić za eleganckie?
W Polkach jest coś wyjątkowego - im cięższe czasy, tym lepiej się ubierają. W latach 70. przyjeżdżający do Polski obcokrajowcy mówili, że to niewiarygodne, że Polki tak dobrze wyglądają. Rzeczywiście słynęły z niebywałej elegancji i kreowania świetnych ubiorów tak naprawdę z niczego. Z zasłon, z jakichś materiałów obiciowych. Przyznam, że szyłam sobie kreacje na wiele ważnych momentów w moim życiu, m.in. sukienkę na bal maturalny. Inspiracje czerpałam z Burdy. Zdobycie jej, wtedy w empiku na ulicy Długiej, graniczyło z cudem. Stałam po nią w kilometrowych kolejkach, ale gdy już ją zdobyłam, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Te wszystkie wystane rzeczy, wyjazdy z Gdańska do Hofflandu, żeby kupić jakąś jedną rzecz, wymienianie się z siostrami częściami garderoby… po części to zostało w Polkach do dziś. Gdy popatrzymy na polską ulicę, to ona ciągle się broni. Jest mnóstwo świetnie ubranych dziewczyn i kobiet, ale z drugiej strony jest coś, co jest widziane na całym świecie. Coś, co jest globalizacją szmiry i kiczu.

>>> Dziś prawie każdego stać na Diora

Ma pani na myśli wszechobecne podróbki markowych rzeczy?
Między innymi. W wielu miejscach można kupić tanie podróbki, o czym będę mówiła w swoim najnowszym programie. Wyszyte na plecach znaczki Chanel czy napis Fendi, który można zdrapać paznokciem, nie mają nic wspólnego ze stylem. Dlatego proponuję, żeby ubierać się w dobrych sklepach, takich jak H&M czy polski Reserved. Zachęcam też do chodzenia po second-handach. Przy bardzo skromnych środkach można wyszukać świetne rzeczy. Polki potrafią polować na dobre rzeczy i wiedzą, jak je ze sobą komponować. Sprzyja temu telewizja. Są tacy styliści jak mój ulubiony Gok, który pokazuje, jak za bardzo małe pieniądze tworzyć kreacje niemal designerskie.

>>> Co ma w sobie facet, który rozebrał Polki do naga