Ludzie preferujący ten nowy sposób życia zamieszkują duże miasta Europy Zachodniej. Mówi się o nich "living apart together, LA". Pozostają oni w zwiazku, ale nie mieszkają razem. Model życia w pojedynkę nie jest niczym nowym. Już w latach siedemdziesiątych bowiem związki w wersji light preferowały takie pary jak Simone de Beauvoir i Jean Paul Sartre, czy Woody Allen i Mia Farrow. Przekonywali oni, że za długo utrzymywana bliskość, wspólne mieszkanie i codzienność to zabójcy erotyzmu, namiętności i miłości.

Reklama

Czy regulowanie bliskości i zachowanie dystansu między parami w takim modelu życia sprawdza się na dłuższą metę? Profesor Jens Asendorpf i psycholożka Wiebke Neberich z Instytutu Humbolda w Berlinie zwracają uwagę zarówno na plusy, jak i minusy tego zjawiska.

Na podstawie przeprowadzonych badań naukowcy stwierdzili, że ostatnich latach liczba związków na odległość znacznie wzrosła. Dla porównania w 1992 roku osobne mieszkania zajmowało 11,6 proc. niemieckich par, podczas gdy obecnie aż 13,4 proc. Co wcześniej uważane było za egzotykę, i wychwalane było przez artystów i intelektualistów, staje się powoli normą. Dzisiaj do takiej wolności dąży zwykła klasa średnia.

Sfera prywatna i namiętność

Życie w osobnych mieszkania wchodzi w rachubę tylko wówczas, gdy w związku nie pojawiły się jeszcze dzieci, lub jeśli są już one samodzielne i opuściły dom rodzinny. Jeśli chodzi o naszych zachodnich sąsiadów na takie rozwiązanie decydują się ludzie ok. 40-tego roku życia, którzy mają już doświadczenia ze związku pod jednym dachem. Ale to, czy w związku na odległość dochodzi do mniejszej liczy konfliktów na tle codziennych problemów, niż u weekendowych domowników, nie zostało udowodnione przez naukowców. Pewne jest natomiast, że "living apart together, LA" pełniej przeżywają uczucie. W ich związku bowiem nie dominują sprawy dnia codziennego. Gdy mieszkający osobno mają zły nastrój, są chorzy lub po prostu czują się niedysponowani, nie proponują wówczas spotkania. A jak już się umówią z partnerem, to wkładają w to wysiłek: dbają o wygląd, kreację, pasjonujące tematy do rozmowy i starają się, by wspólny czas upłynął im na atrakcjach i przede wszystkim aktywnie.

Reklama

A gdy już zechcą się rozstać, przychodzi im to - ze względu na większą emocjonalną i finansową niezależność - zdecydowanie łatwiej, niż parom wspólnie prowadzącym gospodarstwo domowe. Nie odcinają sobie oni także możliwości poznania innego partnera, bo jak wiadomo, stałe przebywanie w towarzystwie życiowego partnera ogranicza możliwości spotkań z innymi osobami.

Warto jednak zauważyć, że dzielenie mieszkania też ma swoje plusy. Przede wszystkim maleją koszty utrzymania. Para dzieli między siebie koszty związane z czynszem i rachunkami za prąd, wodę, etc. Kupuje jedną pralkę, lodówkę i mikrofalówkę. Poza tym jak zauważają eksperci wspólne codzienne decyzje związanw z wyborem dywanu, koloru, na jaki pomalowane zostaną ściany mieszkania, czy wreszcie marki i parametrów telewizora bardzo zbliżają. Z drugiej jednak strony niezakręcona tubka pasty do zębów, porozrzucane po całym domu brudne skarpetki, zadeptane kapcie czy nieświeży wygląd osłabiają namiętność. A powtarzalność pewnych czynności prowadzi do rutyny i pewnego rodzaju obojętności w stosunku do partnera.

Reklama

Plusy i minusy życia zarówno razem, jak i w pojedynkę można mnożyć, ale naukowcy są zgodni co do jednego: "living apart together, LA" to koncepcja przyszłości. Łagodną formą takiego stylu życia będzie przeprowadzenie się do partnera, przy jednoczesnym zachowaniu własnego kąta, do którego będzie można uciec w razie potrzeby i kaprysu.

Psycholog Jurg Willi postrzega taki model jako idealny. "Kosztujesz słodkie strony życia z partnerem, a gdy na horyzoncie pojawi się prawdopodobieństwo kłótni, schodzisz na dalszy tor. Pozwalasz partnerowi być sobą. Umawiasz się z nim świadomie i w pełni wykorzystujesz czas spędzony razem. Miłość i seks w takim układzie przeżywacie intensywniej niż pary mieszkające pod jednym dachem" - argumentuje ekspert.

Groźba zazdrości

Życie osobno gwarantuje dużo pozytywnych emocji zamiast codziennej frustracji, ale istnieją także zagrożenie, że harmonia w życiu uczuciowym zostanie zaburzona przez zazdrość. Bo jak można bezgranicznie zaufać człowiekowi, którego dobrze się nie zna? Komuś, kto nie musi pokazywać prawdziwego oblicza? Nie chodzi tu tylko o zdradę cielesną, czy nawet duchową. Żyjąc osobno nie dajemy sobie szansy na poznanie, nie wiemy, co jest prawdą, a co kłamstwem. Nie widzimy, jak partner reaguje w ekstremalnych sytuacjach, jak znosi stres, niepowodzenia i jak radzi sobie w trudnych sprawach.

O tym, czy para decyduje się na życie w dwóch różnych miejscach, nie może decydować moda. Zdaniem psycholożki Heike Kaiser-Kehl, najważniejszym kryterium przy podejmowaniu decyzji jest nastawienie do życia. Jeśli podstawą funkcjonowania danej osoby jest stała obecność partnera i troska o niego, nie należy na siłę zmieniać przyzwyczajeń. Jeśli z kolei indywidualista o silnej osobowości przedkłada samotność nad stałą bliskość partnera, może rozważyć model "living apart together, LA".