Hormony grają w ping ponga, ciało wydziela większą liczbę adrenaliny, czyli hormonu stresu, niż zwykle. W ściśniętym żołądku fruwają motyle, nogi stają się miękkie, serce bije jak oszalałe. Nie jemy nic, albo przeciwnie - za dużo. Żyjemy w stałym napięciu: co chwila sprawdzamy, czy przyszedł nowy sms, mail, czy przypadkiem nie dzwonił. Denerwują nas drobiazgi, źle wypowiedziane zdania, zbyt mało czułe wyznania miłości. W panikę wpadamy, gdy na pożegnanie zamiast magicznych słów "kocham cię”, usłyszymy krótkie "pa”.
Po kilku tygodniach miłosnych przygód organizm jest wyczerpany. A wcale nie zdajemy sobie z tego sprawy, gdyż za sprawą hormonów szczęścia (endorfiny) i stresu (adrenaliny) żyjemy jak na "haju”.
Winę za ten stan ponosi również serotonina. Hormon ten - odpowiednio dawkowany - daje nam poczucie równowagi i spokoju. Natomiast u zakochanych osiągaja tak niski poziom, jak u ludzi cierpiących na nerwicę natręctw - diagnozuje psychoterapeutka Donatella Marazzi.
Ekspertka twierdzi także, że na stres duży wpływ ma strach przed nieznanym. Obawa przez byciem zranionym, lęk przed otwarciem się przed obcą osobą.
Stres rujnuje zdrowie. Zgadza się. Ale czymże byłoby życie bez motylków w brzuchu i miłosnych szaleństw? Lepiej kochać i krócej żyć, niż znaleźć się na emocjonalnej pustyni. Nasz rada: są wakacje, więc nie odmawiaj sobie uroczego flirtu.