Polscy faceci uzewnętrzniają swój kryzys wieku średniego na blogach - przede wszystkim dla własnego dobrego samopoczucia. Wyciągam z tego jeden wniosek - mojego bloga kasuję w trzydzieste urodziny.

Reklama

Najpopularniejszym polskim blogiem ostatniego czasu jest internetowy dziennik niejakiego Wawrzyńca Pruskiego (Prusky’ego?); postawiona w serwisie blogowym Onetu strona miała jak do tej pory sześć milionów odsłon. Sam Prusky (imię i nazwisko to oczywiście pseudonim) pojawił się nawet w programie Ewy Drzyzgi, natomiast tygodnik "Wprost"obwieścił, iż Wawrzyniec ma więcej czytelników niż Dorota Masłowska.

Kim jest Prusky? Przede wszystkim facetem godnie wkraczającym w wiek średni, ustabilizowanym, mającym rodzinę (żonę o pseudonimie Komisarz oraz dzieci nazwane równie pieszczotliwie Dziedzic i Potomka). Fenomen Pruskiego polega jednak przede wszystkim na pomysłowym, choć odrobinę nachalnym dowcipie; Wawrzyniec ma również pewien promil talentu literackiego, który pozwala mu przekuć zwykłe życiowe sytuacje w całkiem sprawne anegdoty. Oczywiście spod spodu wyziera smutne widmo małej stabilizacji.

Blog Pruskiego stał się na tyle popularny, że doczekał się opublikowanej w wydawnictwie Zysk i S-ka edycji książkowej. Potwierdza to jeden fakt -przekraczający Rubikon wieku chrystusowego trzydziestokilku-, czterdziestolatek wyrasta na jednego z ulubionych narratorów polskiego internauty. Zwłaszcza w internecie, gdzie mężczyźni w okolicach wieku autora "Jędrnych kaktusów"codziennie tworzą setki wirtualnych dzienników.

Reklama

W sumie nie ma w tym nic dziwnego -mężczyzna w okolicach czterdziestki to mężczyzna z problemami, a już na pewno z przeszłością. Blogów są tryliony, ale większość z nich nie nadaje się do jakiejkolwiek lektury, by wspomnieć pamiętniki gimnazjalistek polegające na pozdrawianiu psiapsiółek i podklejaniu w layout motylków i brokatowych piesków.
Tymczasem blogujący facet ma do opowiedzenia jakąś historię, a mówiąc ściślej, któryś z jej dwóch wariantów. Albo jest singlem bądź pozostającym w wolnym związku kobieciarzem, albo tkwi w założonej i ustabilizowanej rodzinie, będąc z tego powodu mniej lub bardziej zadowolonym.

Jak w wypadku 99 proc. blogów należy zadać sobie szczere pytanie: "Po co?”. Odpowiedź brzmi tak jak w wypadku większości blogerów: jest to próba zakucia swojego życia w okowy jakiejś przyczynowo-skutkowej narracji. Facet w wieku dojrzałym jest tu jednak szczególnym przypadkiem -rozliczający się ze swoją młodością i przeszłością, uzurpujący sobie prawo do większego życiowego doświadczenia, starający się przekazać za pomocą pojemnej formy bloga kilka fascynujących prawd w rodzaju: "Nie ma kobiet idealnych"albo "Życie jest ciężkie”. Życie owszem, ale blogowanie już nie tak bardzo -blogi, które znalazłem podczas pisania tego artykułu, należą do najczęściej uaktualnianych w internecie.

Oczywiście polski bloger płci męskiej to człowiek dobrze sytuowany, należący co najmniej do klasy średniej. Ciężko pracujących robotników w Irlandii na blogach raczej nie uświadczysz -tacy bohaterowie polskiej sieci jak Dr Brunet to ludzie pracujący na wyższych stanowiskach i z dobrymi zarobkami.

Reklama

Gdy zaczynamy czytać ich dzienniki, możemy dojść do wniosku, że główną motywacją do ich założenia była po prostu nuda wynikająca albo ze stabilizacji, albo z wpadnięcia w jakiś mniej lub bardziej samodestrukcyjny (czytaj: rozrywkowy) życiowy schemat. Brunetowi, lekarzowi i człowiekowi -co by nie mówić - bystremu i dowcipnemu nudzi się tak naprawdę absolutnie wszędzie; przed telewizorem, w kinie, na spacerze, a nawet w podejrzanej imprezowni, w której do osiemnastoletnich dziewcząt w kiblach ustawiają się kolejki poparzonych od solarium samców. Ta nuda dosięga również niestety czytelnika: po lekturze kilkunastu blogów mężczyzn doświadczonych już przez łysinę/siwiznę/kłopoty z sylwetką/ (niepotrzebne skreślić), jako dwudziestoczterolatek dochodzę do wniosku, że niestety, ale za 10 lat będę dużo mniej interesującym człowiekiem.

Najciekawsze blogi to oczywiście te z momentami -męscy blogerzy w wieku średnim często sporządzają kronikę swoich podbojów erotycznych, przedstawiając siebie jako cynicznych i odrobinę już przepitych supersamców. Te opowieści spełniają oczywiście funkcję czysto masturbacyjną - zarówno dla autorów, jak i czytelników. Np. życie erotyczne autora Caseblog przyprawia o zawroty głowy: mamy tutaj seks z niezliczoną ilością kobiet określanych przeważnie mianem "suk”, dwuzdaniowe, minimalistyczne opisy samego pożycia oraz wielką miłość własną autora z lubością rozpisującego się o swojej rzekomej degeneracji. Trudno stwierdzić, czy treść Casebloga to przypadkiem nie efekt jakiegoś mokrego snu, ale kryzys wieku średniego widać tutaj jak na dłoni -prześwituje on nawet przez tak ciekawe fragmenty, jak podduszanie dziewcząt paskiem do spodni (na ich życzenie oczywiście). Przebija też jakaś straszliwa, houellebecqowska nuda.

Przedstawienie swojej kolekcji zaliczonych lasek może również przybrać bardziej romantyczną formę -jest tak na przykład na Yours.blog.pl, którego autor, Pan Piotruś, przedstawia siebie jako mężczyznę, który "nie może dorosnąć -nawet sobie do pięt”. Filozoficzne rozważania o naturze oddychania przerywają opisy różnych erotycznych relacji, które pachną jednak polską zgrzebnością i powściągliwością w opisie samego świntuszenia ("Budzę się obok niej pierwszego dnia świąt. Jeszcze wydaje mi się, że otrzymałem cudowny prezent, zaledwie parę godzintemu go rozpakowałem z czarnych dżinsów, białej bluzki i koronkowych majteczek”). Ładne, prawda? Case i Yours stoją po przeciwnej stronie okopu do Wawrzyńca, nie tylko jeśli chodzi o tryb życia, ale także pod względem językowej sprawności i poziomu egzaltacji. Wkraczanie w "wiek męski, wiek klęski"jest tak naprawdę cierpieniem, zwłaszcza wtedy, gdy polski blogujący mężczyzna próbuje podtrzymywać etos dwudziestoczteroletniego byczka.

Więc dlaczego? Lektura blogerów przed i po czterdziestce nie nastraja optymistyczne. Dochodzę do wniosku, że mojego własnego bloga skasuję w swoje trzydzieste urodziny. Po co mam dzielić się refleksjami z momentu mojego życia, w którym, jak zapewniają mnie autorzy polskich blogów, i tak nic nie będzie udane, a ja mam do wyboru jedynie psychopatologię życia codziennego lub przypadkowy seks z kobietami pozbawionymi prawdopodobnie nawet imienia? Niejeden powiedział już, że blog jest terapią -nawet w przypadku dowcipnego i zdystansowanego do życia Pruskiego to stwierdzenie jest smutną prawdą. Tak jak to, że mężczyzna dojrzały jest w istocie istotą żałosną, a jedyne, co może tę żałość uszlachetnić, to dystans i literacki talent. A jak wszyscy doskonale wiemy, znalezienie blogera posiadającego obie te cechy jest jak odkrycie złoża ropy.

*Jakub Żulczyk jest pisarzem i publicystą