Janusza poznałam u znajomych. Przyszedł coś pożyczyć i zostal na dłużej. U nich i w moim życiu. Był super przystojny, czarujący i przede wszystkim pokochał mnie. To byla wielka miłość. Obdarzyłam go podobnym uczuciem. Nie rozstawaliśmy się ani przez chwilę. Wspólne spacery, kino, kawa, kolacja, wreszcie noce. Byliśmy szczęśliwi, planowaliśmy przyszłość. Moja mama, gdy widziała nas razem mówiła: "Jesteście taką piękną parą...". Rzeczywiście, byliśmy piękną parą i do tego kochającą się.

Nasza miłość miała zostać przypięczętowana przysięgą przed ołtarzem, ale nagle moja mama zachorowała. Spotkania z Januszem były sporadyczne, gdyż musiałam się nią opiekować. On nie protestował. Rozumiał, że teraz jestem potrzebna mamie bardziej jej niż jemu.

Kiedy mama umarła nie miałam siły spotykać się z Januszem. Jej śmierć odebrała mi ochotę do życia. Chciałam również umrzeć. Nagle zauważyłam, że umarła również moja miłość do Janusza.

Zostałam sama ze wspomnieniami o osobach, które tak bardzo kochałam. Nie miałam żalu do Janusza, kiedy się żenił. Nie mógł przecież wiecznie czekać na mnie. Wyprowadził się do innego miasta. Zapomniałam o nim.

Na mojej drodze stanął Adam, również czarujący i zakochany we mnie nad życie. Kiedy przysięgaliśmy sobie miłość nie wiedziałam, że będzie ona wystawiona na próbę. Moje koleżanki i znajomi zazdrościli mi tak wspaniałego męża. Zawsze szarmancki, zabawny, dusza towarzystwa. Jednocześnie bardzo zakochany we mnie.

Niestety z czasem Adam zaczął zaglądać do kieliszka. Robił to coraz częściej i częściej. Moje życie zamieniło się w piekło. Krzyki, upokorzenia, nieprzespane noce, brak pieniędzy - to było moja codzienność. Nie miałam siły żyć, nie miałam siły odejść. A kiedy wreszcie odważyłam się i złożyłam pozew o rozwód, nie miałam znów siły, by postawić kropkę nad i. Adam błagał mnie bym wycofała pozew, zaklinał się, że mnie kocha, że żyć beze mnie nie może. I uwierzyłam.

Było dobrze przez jakąś chwilę, później wszystko wróciło do normy. Oczekiwanie na Adama, strach czy będzie trzeźwy czy pijany, nieustanna walka z wiatrakami. Doskwierała mi samotność, tym bardziej, że nie mieliśmy dzieci. Tęskniłam za miłością, za czułym dotykiem, pięknymi słowami. I wtedy pomyślałam o Januszu.

Zapragnęłam się z nim spotkać, ale nie wiedziałam, gdzie go szukać. Okazało się, że on poszukał mnie. Ja pracowalam w banku, on załatwiał kredyt. I tak się spotkaliśmy. On nie zmienił się za wiele, tak samo przystojny i uroczy. Poszliśmy na kawę, nie mogliśmy się nagadać. I kiedy po paru dniach zadzwonił znów i zaprosił na kolację, wiedziałam, że na tym się nie skończy.

Kolacja dobiegała końca, widziałam w oczach Janusza oczekiwanie. Czekał na mój znak. Ale nic takiego się nie stało.

Nagle zrozumiałam, że nie potrafię zdradzić Adama, mimo że wyrządził mi tyle krzywdy. Zwyczajnie nie umiałam. Pożegnałam się z Januszem na zawsze, wtedy nie wiedziałam, że nasze pożegnanie było rzeczywiście ostatnim.

Nadal byłam z Adamem, bo nie umiałam już od niego odejść. Pozostały mi wspomnienia o niespełnionej nocy z Januszem. Być może jakiejś odskoczni od życia codziennego.

Pewnego razu czytając gazetę ujrzałam nekrolog. Przeraziłam się. To był nekrolog Janusza, zmarł po długiej i ciężkiej chorobie. Byłam załamana, nie wiedzialam, że ciężko chorował, nic mi nie powiedział. Nagle zapragnęłam jechać na cmentarz i odnaleźć jego grób. Znajomi pomogli mi odszukać miejsce, gdzie został pochowany. Jednak w ostatniej chwili stchórzyłam. Chciałam go zapamiętać żywego, bo gdybym stanęła nad jego grobem, umarłyby nawet wspomnienia, a tego nie chciałam.

Nadal jestem z Adamem, bo wciąż w uszach brzmią mi słowa wypowiedziane przed ołtarzem i którym staram się być wierna... i że cię nie opuszczę aż do śmierci... . I niech tak zostanie.



























Reklama