Idylliczne zdjęcia, wśród kwiatków i kuchennych utensyliów wywołały furorę w 1999 roku. Ciepłe i pogodne zdjęcia brytyjskich gospodyń domowych zawisły w co trzecim domu w Wielkiej Brytanii. Sukces kobiet, które odmówiły społecznej śmierci po 50 roku życia i solidarnie zbierały pieniądze na walkę z białaczką, zaowocował filmem z Helen Mirren i Julie Walters, świetnie przyjętym na całym świecie.
Filmowe "Dziewczyny z kalendarza" były grupą mocno zaprzyjaźnionych kobiet, które dla swoich koleżanek były kimś więcej niż rodzina. Rzeczywistość była jednak nieco inna, co dopiero teraz wychodzi na jaw.
6 PAŃ ODPADŁO
Wydany w tym roku kalendarz na 10 rocznicę tamtego sukcesu gości na swoich stronach tylko 6 z 11 kobiet z oryginalnej wersji. Co się stało z pozostałymi paniami? Bo wiadomo, że żyją i cieszą się dobrym zdrowiem.
Niestety, okazuje się, że na przeszkodzie dalszej współpracy stanęła wrogość między kobietami. Podobno historia ich przyjaźni to także historia przyjaźni zawiedzionej, złamanych serc i wzajemnych pretensji.
Sandra Sayers, była Miss Czerwca wyznała, że bardzo chętnie pogratulowałaby koleżankom nowego kalendarza, ale nie została zaproszona nie tylko na jego strony, ale nawet na imprezę z okazji jego wydania. Sandra żali się: "Bez naszej piątki (kobiet pominiętych - od red.) to wszystko nigdy nie doszłoby do skutku. Takie są fakty. Wszystko to było możliwe dzięki wspólnemu wysiłkowi, a nie tylko dzięki nim" – wyjaśnia Sandra dziennikarzom.
Siostra Sandry, 54-letnia Leni, dawna Miss Kwietnia mówi: "Wydaje mi się, że zostałyśmy ekskomunikowane". Inna z kobiet nazywa to trochę łagodniej, mówiąc że ich drogi "dawno się rozeszły".
Moyra Livesey, dawna Miss Maja dodaje, że czasem nie rozpoznaje siebie w historii "Dziewczyn z kalendarza", a przecież była tam na miejscu od samego początku.
PRZYJAŹŃ TYLKO NA TAŚMIE
Legenda legendą, ale kobiety nigdy nie były ze sobą tak blisko jak sugeruje film. I przez cały czas były między nimi tarcia i niesnaski. Kalendarz, który pierwotnie miał pomóc im zebrać pieniądze na leczenie białaczki u męża jednej z kobiet, uczynił je sławne. Zaczęły się wywiady, występy w telewizji, reklamy. To, co wcześniej wydawało się nieszkodliwymi nieporozumieniami, zaczęło ewoluować w walkę o władzę, wpływy i decydowanie o losach całej grupy.
Podobno pierwsze poważne kłótnie miały miejsce w dniu, kiedy kalendarz został opublikowany.
GDZIE KUCHAREK SZEŚĆ...
Sandra nie wini za to nikogo w szczególności. Zrzuca to po prostu na całą sytuację. "Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co zjeść" – mówi. "Było nas po prostu za dużo i miałyśmy zbyt silne osobowości" – a w ten sposób nie dało się funkcjonować na polu demokratycznym.
I tak panie podzieliły się na dwie grupy. To właśnie ta większa, 6-osobowa grupa wydała teraz kalendarz i podpisała wcześniej kontrakt na film, zarabiając na nim niezłe pieniądze. Sądzono, że to właśnie film kinowy stanowi podwalinę ich konfliktu, jednak był to tylko gwóźdź do trumny wieloletniej niezgody.
Do tego doszły jeszcze indywidualne projekty niektórych kobiet, jak książka wydana o kalendarzu przez Tricię Stewart, jedną z tych sześciu, co pozostało przy kalendarzu. Reszta kobiet uznała to za samolubne odcinanie kuponów od własności grupy. Niektóre uznały to także za niemoralne, że Tricia opisując chorobę męża jednej z nich, zarabia na tym tysiące funtów.
JAK DOBRE CHĘCI ULATUJĄ W ETER
Nagi kalendarz nigdy nie był zaprojektowany na sukces medialny. Był wyrazem ich sprzeciwu wobec starości, chęci pomocy koleżance. A w końcu stał się źródłem niezłego dochodu, pełnoetatową pracą, która podzieliła kobiety na zawsze. Są już przepisy "Dziewczyn z kalendarza", czekoladki, gadżety kuchenne i parasolki.
Chciwość i chęć bycia w świetle reflektorów pozbawiła je przyjaźni i wspólnie spędzanych przy kawie poranków. Żadna z pań nie przyzna się teraz, że żałuje pomysłu z kalendarzem, ale kto wie, czy po cichu nie wspominają lepiej starych czasów?