Do niedawna dziwne wydawało nam się, że można wpłynąć na płeć swojego dziecka. I to w sposób naukowy, a nie otaczając się powiedzmy kolorem różowym czy niebieskim. Już niedługo będziemy mogli dosłownie zostać designerami naszego życia. Naszym polem doświadczalnym będzie nienarodzone dziecko.

Reklama

CZY TO ZABAWA W BOGA

Klinika Płodności doktora Jaffa Steinberga, która ma swoje oddziały na Manhattanie i w Los Angeles w ciągu kilku miesięcy zaoferuje swoim pacjentom nową, spersonalizowaną usługę. Oprócz wyboru płci dziecka, przyszli rodzice będą mogli ingerować w kolor włosów, oczu czy nawet decydować o kolorze skóry. Niedługo więc brak podobieństwa dziecka do rodziców nie będzie już powodem do plotek o braku pokrewieństwa.
Papież Benedykt XVI już od lat ostrzegał przed "zabawą w Boga", teraz kiedy stało się to bardzo realne, zaczęły też ostro protestować organizacje katolickie i grupy etyków uniwersyteckich. Obsesyjne poszukiwanie idealnego dziecka ma bowiem swoje źródło w naszym dążeniu do perfekcjonizmu za każdą cenę. Skoro nie potrafimy kochać swoich dzieci, takich jakimi mogłyby się urodzić bez naszej ingerencji, jak możemy być tolerancyjni wobec jakiejkolwiek inności?

CUDOTWÓRCA? A MOŻE SZATAN

Steinberg borni swojego interesu słowami, że "Genetyka jest falą przyszłości. To już się dzieje i nie zamierza się zatrzymać. Dodatkowo jeszcze się rozszerzy. Więc jeśli oni (etycy, Kościół – od red.) mają z tym problem, powinni usiąść i wejrzeć w swoje sumienia, bo nic już tego nie powstrzyma". Ingerowanie w geny i tzw. kosmetyka genetyczna pozwoli naukowcom opracować embrion najbardziej pasujący do oczekiwań rodziców. Dopiero taki zarodek zostanie potem zaimplantowany w macicy. Brzmi to jak film science fiction i budzi obawy nie tylko laików, ale i samego środowiska.

Sean Tipton z American Society for Reproductive Technology podważa umiejętności Steinberga. "On jest jedynym, który wykonuje takie zabiegi, bo po prostu nie da się tego zrobić. Nikt nie może tego zrobić" – kwituje całą sprawę Tipton. Z kolei Dr. William Kearns, szef Shady Grove Center for Preimplantation Genetics w Rockville, uważa, że być może jest to zabieg możliwy do wykonania, ale z powodów etycznych nie powinno się go stosować do celów innych niż medyczne. Głównym celem genetyków powinno być sprowadzenie na świat dziecka zdrowego, uwolnionego od skaz genetycznych. A tutaj mówimy o czysto estetycznych zachciankach, wyjaśnia Kearns. Doktor Steinberg, odsądzony już od czci i wiary, ale za to z kalendarzem wypełnionym wizytami rodziców pragnących dziecka jak z obrazka, przyznaje, że jego metoda nie jest w 100 procentach skuteczna. Na razie najlepsze wyniki osiąga się z osobami pochodzenia skandynawskiego, gdyż ich geny są najsilniejsze. "Powiedzmy, że stworzyłeś siedem embrionów, i z nich jeden ma największe szanse na posiadanie zielonych oczu, i te szanse u niego wynoszą 80 procent" – obrazowo wyjaśnia "lekarz cudotwórca".

Reklama

NIE UDAŁO SIĘ? DO TOALETY!

Co się dzieje z tymi embrionami, które nie przejdą selekcji? Są niszczone - i tu zaczynają protestować obrońcy życia poczętego, dla których już w przypadku zarodka mówimy o człowieku. Wysuwają nawet kontrowersyjne stwierdzenie: w ich rozumieniu klinice Steinberga pozwala się na myślenie, że jeśli ktoś nie jest idealny, można go spuścić w toalecie. Zabiegi nowojorskiego lekarza kwestionują też inne, podstawowe prawo. Miłość rodzicielska powinna być bezwarunkowa i absolutna. Jak za 20 lat będzie się czuło dziecko, które dowie się, że zostało zaprojektowane według czyjejś wizji. Czy zielone oczy są lepsze od niebieskich, czy gdyby miało proste włosy a nie loki, rodzice kochaliby je mniej? Pewnych pytań lepiej sobie nie stawiać…