"To ma dzisiaj zły humor", "Nie wolno tego denerwować" - podobno zwykł mawiać Guy Richie o swojej byłej żonie. Zupełnie, jakby nie była ona żywą istotą posiadającą uczucia!
Jednak takie traktowanie królowej pop wcale nie dziwi. Przyjrzyjmy się bliżej gwieździe: w wieku 50 lat dzięki treningom, operacjom plastycznym i grafikom komputerowym wygląda jak dwudziestolatka, tuż po rozstaniu z mężem błyskawicznie znalazła sobie młodziutkiego kochanka, którego imię dziwnym trafem brzmi "Jezus".

Reklama

Niedawno gruchnęły też pogłoski o tym, że młody wybranek Madonny na każdym kroku kontrolowany jest przez pracujących dla niej ludzi. Sam nie może decydować nawet o tym, kiedy skontaktuje się ze swoją rodziną.

Kariera Madonny jest oszałamiająca, ale może ceną, jaką gwiazda za nią zapłaciła, jest właśnie wyzbycie się wszelkich emocji? Czy ktokolwiek jest w stanie sobie wyobrazić, że Madonna miewa gorszy dzień, źle się czuje i rezygnuje z treningu? Albo po rozwodzie zaszywa się gdzieś z dala od świata, by pogodzić się z rozpadem małżeństwa i przez długi czas nie może dojść do siebie? I nie znajduje sobie natychmiast oszałamiająco przystojnego kochanka? Czy całe jej życie nie jest misternie ułożonym planem mającym na celu zwiększenie popularności (o ile to jeszcze jest możliwe)?


Lisa Rosenberg, rzeczniczka prasowa Madonny skomentowała rewelacje gazet na ten temat: "To nie było w złym humorze od rozwodu". Powstaje tylko pytanie, czy "to" miało wyjście?