Nie od dziś wiadomo, że w momencie pojawienia się na świecie pociechy, plany zawodowe matki schodzą na dalszy plan. Ale jak się okazuje, nie zawsze. W przypadku aktorki i tancerki Nataszy Urbańskiej jest odwrotnie. Jak donosi jeden z dwutygodników, w dwa miesiące po urodzeniu Kalinki Natasza gra w sześciu spektaklach i przygotowuje materiał na swoją płytę, która ma pojawić się w sklepach już jesienią. Pomaga jej oczywiście partner życiowy i ojciec dziecka, Janusz Józefowicz, który podobno przejął część obowiązków związanych z opieką nad maluchem. Ale i on jest zajęty realizowaniem ambicji zawodowych, więc gros obowiązków łączących się z prowadzeniem domu i doglądaniem córeczki artystów spada na opiekunkę.
Natasza jest podobno przekonana, że pracuje właśnie dla dobra dziecka, bo "gdy ona jest szczęśliwa, również Kalinka jest spokojniejsza". Czyli jednym słowem zrealizowana zawodowo mama to gwarancja szczęścia malucha. To prawda, tylko powstaje pytanie, czy artystka wróciła do pracy tylko z powodu miłości, jaką darzy swoją profesję?
Według raportu "Mama w pracy", przygotowanego niespełna trzy lata temu przez Fundację Świętego Mikołaja aż 66 procent młodych młodych mam czuje strach na myśl, że zostaną zwolnione z pracy po urlopie macierzyńskim lub wychowawczym. Długa nieobecność w pracy może zatem skończyć się dla nich fatalnie. Czyżby Natasza podzielała ten strach? Możliwe, przecież nie brakuje młodych, zdolnych i zdeterminowanych aktorek, które chętnie zajęłyby jej miejsce. Na dłuższą przerwę nie może sobie zatem pozwolić.
Jedno jest pewne: mimo wielu głosów oburzenia, jakie podniosą się w obronie malutkiej Kalinki, która więcej czasu spędza z opiekunką niż z mamą, pozostaje wierzyć, że Natasza wie, co robi. I na pewno swój ekspresowy powrót do pracy przemyślała.