Ciekawe, co jeszcze w niej odkryję i czego będzie brakowało, kiedy już trafię do szpitala.
Większość czasu spędzam teraz na kanapie z laptopem na kolanach i śledzę różne ciążowe fora dyskusyjne. Kto już urodził, kto właśnie wybiera się do szpitala, kto ma skurcze i kto z utęsknieniem na nie czeka. Wyśmiałabym każdego, kto dwa miesiące temu powiedziałby mi, że będę się zaczytywała w takich rzeczach. A teraz tak jestem zafiksowana na poród, że nic innego mnie nie interesuje.
Najgorsze jest jednak to, że z niezrozumiałych dla mnie pobudek ciągle przeglądam informacje o różnych horrorach porodowych. Niedotlenieniu, kleszczach, zakażeniach wewnątrzszpitalnych, potem cały dzień mam z głowy, chodzę i myślę. Chyba poproszę męża, żeby założył mi jakiś filtr na internet na teksty dla kobiet w ciąży.
Moje polegiwanie na kanapie sprzyja gromadzeniu kolejnych kilogramów. Przez ostatnie trzy tygodnie przytyłam trzy kilogramy. To sporo-nie omieszkała zauważyć ważąca mnie przed wizytą u lekarza położna. Puszczam takie uwagi mimo uszu, czeka mnie ładnych parę miesięcy bez czekolady, żelków, pączków i innych pyszności. Dlatego bez wyrzutów sumienia zajadam się wysokokalorycznymi śmieciami. Ostatnio wchłonęłam moją ukochaną czekoladę studencką, którą tata przywiózł mi z Bratysławy.