Stuart Townsend poczeka sobie jeszcze ładnych kilkanaście lat, zanim zaciągnie Charlize do ołtarza. Aktorka ogłosiła bowiem, że dopóki amerykańskie prawo nie ulegnie zmianie i nie zezwoli na małżeństwa gejów, ona sama w akcie protestu nie wyjdzie za mąż.

Reklama

PIĘKNA I ZAPIEKŁA W POGLĄDACH

Charlize jest bardzo konsekwentna i zażarta w swoich politycznych poglądach. Uważa, że jeśli gwiazdy otwarcie zaczną mówić o niesprawiedliwości, społeczeństwo zacznie o tym więcej myśleć i wywrze naciska na władze, aby te dokonały odpowiednich legalizacji. Jakby samego żądania Charlize było mało, wywołała ona nie lada skandal, przyrównując ograniczone prawa gejów do afrykańskiego apartheidu, który dawał nierówne prawa białym i czarnym mieszkańcom.

Charlize mówi z pasją: "Nie chcę żyć w świecie, w którym pewne preferencje seksualne są uznawane za jedynie słuszne. To mi przeszkadza, może dlatego, że pochodzę z kraju, gdzie funkcjonował apartheid, a moim zdaniem to również jest forma dyskryminacji. Ja nie chcę być jej częścią".
Aktorka dodaje potem, że każdy powinien mieć szansę na to, żeby poprzez legalizację związku pokazać partnerowi, jak bardzo go kocha. "Czuję się, jak w czasach jaskiniowców, nie do wiary, że w ogóle o tym rozmawiamy" - dodała.

Gwiazda uważa równe prawa wszystkich ludzi za coś najbardziej oczywistego na świecie, miejmy nadzieję, że inni pójdą w jej ślady.