Przemiany w programach tego typu są pozorne i skazane na szybkie zapomnienie. Wiadomo, że chodzi tylko o sensację i pokazanie gołego ciała. Ale co ciekawe - ten typ rozrywki bawi zarówno kobiety, jak i mężczyzn - choć programy skierowane głównie do pań.
W takim show przepis na słupki oglądalności jest prosty. Bierze się kilku ekspertów, zaniedbaną kobietę z nadwagą i robi się jej szybkie pranie mózgu, żeby potem mogła spojrzeć na siebie, już piękną i odmienioną. Sęk w tym, że aby tę kobietę zamienić w niby księżniczkę, trzeba ją najpierw upokorzyć, ośmieszyć, skarcić jak dziecko i odpowiednio pouczyć. Potem już tylko łzy radości, zadowolony mąż ściska odmłodzoną żonę i... żyli długo i szczęśliwie.
Łatwy przepis na oglądalność
Programy tego typu to prawdziwe igrzyska. Przed telewizorem zasiadają całe rodziny, żeby kosztem biednych uczestniczek podbudować swoje ego. Im brzydsza i bardziej zahukana jest bohaterka danego odcinka, tym lepiej. W każdym programie bowiem, uczestniczka jest rozbierana do rosołu, krytykowana publicznie za jedzenie śmieci, za dopuszczenie swojego ciała do tak okropnego stanu i zmuszona do prezentowania go wśród innych kobiet, lub co najmniej przy prowadzących. Do tego absolutnie konieczne jest, aby zmyć jej wcześniej makijaż i przebrać najpierw w bezkształtny worek na kartofle. Potem ciało jest tam ściskane, bezlitośnie oświetlone reflektorem, wystawione na pokaz. Trinny i Susannah mają to do siebie, że lubią czyimś biustem potrząsnąć, pupę poklepać, a przy okazji jeszcze pokażą na pocieszenie wszystkim swoje ciało, które jest oczywiście o lata świetlne do przodu od kobiet w ich wieku. Przekaz z telewizora jest jasny: wybrali cię/ją, bo gorzej już być nie mogło.
Gok Wan posuwa się dalej, zmusza biedne kobiety do rozbieranej sesji zdjęciowej i jeszcze umieszcza potem ich zdjęcia na budynkach Londynu przy najbardziej ruchliwej ulicy. Jego programy już nie próbują nikogo zmienić, odchudzić czy dać rady co do nowego stylu życia. To czysta rozrywka, rozbierasz się i kłopot z głowy!
Kiedyś można było nagość zobaczyć tylko po 23.00, teraz wystarczy włączyć byle kobiecy program do obiadu i można oglądać w całej krasie dziesiątki kobiet w bieliźnie.
Podglądacze po piloty
Jest w tym coś niesmacznego, że widzowie czerpią narcystyczno-voyeurystyczną przyjemność z podglądania cudzej intymności, sprzedawanej jak kawałek mięsa i jednocześnie poprawiają sobie samopoczucie, siedząc bezpiecznie na swoich kanapach.
Pytanie, które jednak najczęściej kołacze się po głowie, to jak można zgodzić się na wzięcie udziału w czymś tak upokarzającym i obdzierającym kobietę z całej jej tajemnicy? Jeśli sposobem na akceptację siebie ma być wstrząsowa terapia na zasadzie, "strącę cię w błoto, żeby potem podać ci jedwab do wytarcia", to ja dziękuję!
Twórcy programów wykorzystują zdesperowane, zrozpaczone kobiety i żerując na ich nieszczęściu wmawiają im, że to wszystko dla ich dobra, że potem będzie inna ona i inne życie. A chyba trudno uwierzyć w to, że jednorazowa wizyta u psychologa, szybka lekcja z doboru strojów czy jednorazowe zrobienie makijażu mogą być zmianą na całe życie? Rytualne obnażenie się przy werblach i pełnym świetle nie jest przecież wyzwalającym zastrzykiem podnoszącym samoocenę. Nie oczekuje tego chyba nikt, łącznie z widzami i producentami. No może, tylko ta pełna nadziei nieszczęsna telewizyjna gwiazda.
W Polsce, na razie, mieliśmy tylko delikatne próby kobiecych metamorfoz, bazowały one raczej na makijażu czy propozycji wizyty na siłowni. Jesteśmy jeszcze zbyt zachowawczy aby rozbierać panie do rosołu niczym kurczaki. Już jednak pojawiają się programy, jak ten prowadzony na TVN Style przez Mariolę Bojarską-Ferenc ("Agentka do zadań specjalnych"), w których rodzina bezlitośnie wytyka błędy w wyglądzie, a prowadząca mówi o okropnych nawykach żywieniowych i braku gustu.
Trudno uwierzyć, że mężczyźni zgodziliby się wystąpić w roli takiego królika doświadczalnego. Te współczesne okrutne telewizyjne igrzyska bawią chyba wszystkich poza samymi zainteresowanymi. Najsmutniejsze jest to, że uczestniczki programów nie zdają sobie sprawy z bycia przedmiotem w rękach producentów, prowadzących i widzów. Na końcu zawsze uśmiechają się do kamery – może dlatego, że w końcu pozwolono im włożyć na siebie jakieś ciuchy…