Nowinkom zachodniego sektora pogrzebowego przyglądamy się z uprzejmym zaciekawieniem. Bardziej szokują tradycyjne, ale jakże odległe nam formy pochówku, takie jak np. pogrzeb powietrzny, kremacja na stosach czy funeralny kanibalizm.
Kanibalizm z szacunku dla dziadka
Dla człowieka pierwotnego zjadanie zwłok pobratymców było czymś naturalnym. Resztki grzebano głównie po to, by nie zjedli ich inni. Zwyczaj jedzenia zmarłych praktykują do tej pory niektóre plemiona, np. Papuasi, którzy wierzą, że zjedzenie kawałka ciała zmarłej bliskiej osoby to oznaka najwyższego szacunku dla niej.
Indianie Yanomami z Ameryki Południowej wieszają ciała zmarłych nad ogniskiem, a gdy zostaną po nich same kości, rodzina zbiera je, ściera na proszek i zjada. Yanomami wierzą, że dzięki temu zmarły nie będzie błąkać się po świecie doczesnym.
Wieże milczenia i podniebne pochówki
Wyznawcy zaratusztrianizmu pozostawiali zwłoki zmarłych na szczytach tzw. wież milczenia, by rozszarpały je ptaki. Wieże zobaczyć można m.in. na cmentarzysku w położonym w Iranie mieście Jazd. Zaratusztrianie wierzyli, że zwłoki są nieczyste i mogą skazić ziemię. W uroczystej procesji wnoszono je więc na wieżę i zostawiano na pożarcie sępom. Potem kości wrzucano do dołu i zasypywano wapnem. Władze zakazały tych praktyk w latach siedemdziesiątych XX wieku.
Pogrzeb powietrzny praktykują też tybetańscy buddyści. Wysoko w górach, gdzie nie ma cmentarzy, a kremacja jest niemożliwa, bo nie ma drewna, rozkawałkowane zwłoki umieszcza się w eksponowanych miejscach. Tam znajdują je drapieżne ptaki i zjadają.
Z podobnych powodów, które kierowały mieszkańcami gór, zwłoki bliskich wydawali na pożarcie drapieżnikom na stepie Mongołowie. Tego typu rytualnych pogrzebów zakazano, gdy Mongolia była kontrolowana przez ZSRR.