Marta Jarosz: Dziś jest ten dzień w roku – prima aprilis – kiedy wszystko, co się usłyszy, należy dwa razy przemyśleć, zanim uzna się za prawdę. Skąd wziął się w kulturze ten zwyczaj oszukiwania?

Dr hab. Zuzanna Grębecka: Jego geneza nie jest do końca jasna i, jak zwykle w takich sytuacjach, dopatruje się jej antycznych, starożytnych korzeni. Z jednej strony mówiąc o pochodzeniu prima aprilis, wspomina się o Cerialiach czyli o święcie obchodzonym w starożytnym Rzymie na cześć bogini Ceres. W mitologii greckiej była ona utożsamiana z Demeter. To właśnie z tą postacią wiąże się ważny w kontekście prima aprilis mit. Persefona, córka Demeter, została na początku kwietnia porwana przez Hadesa. Kiedy Demeter próbowała odnaleźć Persefonę i wołała jej imię, odpowiadało jej echo – w ten sposób bóg ciemności bezlitośnie zwodził poszukującą matkę. To jedna teoria. W drugiej pochodzenie prima aprilis łączy się z Weneraliami. Były to święta, obchodzone wiosną w starożytnym Rzymie na cześć bogini Wenery. Ważnym elementem ich celebracji były kawały, żarty dowcipy. W opracowaniach dotyczących tego tematu mówi się o występach komicznych, o przebieraniu się mężczyzn w damskie stroje – to drugi rodzaj antycznego oszustwa, z którym łączy się pochodzenie prima aprilis.

Reklama

Czy celebracja prima aprilis zmieniała się przez lata?

W tych bliższych nam czasach zasadniczo nie. Zawsze chodziło o żarty, dowcipy, drobne oszustwa. Kiedyś 1 kwietnia opowiadano sobie zmyślone historie, próbowano coś wmawiać rozmówcom. Dziś nazwalibyśmy to wszystko wkręcaniem. Płatano sobie również figle, ale te towarzyszyły też innym świętom – także tym największym, Bożemu Narodzeniu i Wielkanocy. Duży udział w obchodzeniu prima aprilis miała prasa. Kiedy się pojawiła, można powiedzieć, podłapała temat. Narodziła się tradycja żartów medialnych. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu wręcz czekało się na 1 kwietnia, żeby dowiedzieć się, jakie nieprawdziwe informacje zostaną opublikowane tego dnia w mediach. Teraz, wydaje mi się, że w związku z ogólnym zmniejszeniem wagi prasy, nie ma już tego oczekiwania.

Reklama

Wspomniała Pani o figlach, które płatało się także przy okazji innych ważnych świąt. Co takiego się działo w Boże Narodzenie czy w Wielkanoc?

Jednym z tych „zimowych” tradycyjnych sposobów żartowania było na przykład wykładanie słomą albo wysypywanie popiołem drogi między chałupami panny i kawalera, co sugerowało, że mają się ku sobie. Popularne było również zdejmowanie bram z zawiasów, a także wkładanie niektórych narzędzi rolniczych – np. bron - na dach stodoły albo domostwa. Jeśli chodzi o figle wielkanocne, to warto na pewno wspomnieć pogrzeb żuru i śledzia. Na drzewie wieszano garnek z żurem, a w pewnej chwili rozbijano go tak, żeby zawartość ochlapała najmłodszego, niczego nieświadomego uczestnika zabawy.

Jak dawno temu kultywowano te zwyczaje?

Reklama

Na Podlasiu na przykład dobrze pamiętają je jeszcze e swojego dzieciństwa osoby z pokolenia współczesnych 60-latków. Jakieś 50 lat temu były więc dość dobrze znane.

Dlaczego właśnie data 1 kwietnia została wybrana na celebrowanie oszustwa?

Znowu: umocowania szukamy w Starożytności. Święta, o których mówiłam już wcześniej, uznawane za podwaliny prima aprilis, były tzw. świętami przesileniowymi. Obchodzono je wiosną. W ogóle: zanim zaczął obowiązywać kalendarz gregoriański, który przesunął rozpoczęcie nowego roku na styczeń, to wydarzenie było obchodzone wiosną i jego celebracji towarzyszyło obdarowywanie się prezentami. Wprowadzoną zmianę nie wszyscy od razu zaakceptowali. O nowym roku świętowanym wiosną zaczęto mówić, że to nowy rok głupców. Jeszcze później „swój wkład w sprawę” wniosła tradycja chrześcijańska. 1 kwietnia to data urodzin Judasza – symbolu fałszu. W niektórych opracowaniach mówi się, że ze względu na negatywne konotacje chrześcijaństwo nie lubiło tego zwyczaju, ale ja nie byłabym tak jednoznaczna w tego rodzaju stwierdzeniach. W każdym razie: postać Judasza też pojawia się w genezie daty, w której obchodzimy prima aprilis.

Czy istnieje primaaprilisowy savoir-vivre? Czegoś absolutnie nie wolno? Coś trzeba?

Istnieje, ale niepisany. W niektórych krajach żarty robi się na przykład tylko przed południem, ale u nas takie godziny nie obowiązują. To, co łączy celebrację prima aprilis w różnych miejscach na świecie, to rodzaj żartów, jakie można sobie robić. Mają być łagodne i śmieszne, a nie ośmieszające i niebezpieczne. Nie powinny prowadzić do utraty mienia czy poczucia bycia piętnowanym.

Czy za te mniejsze i większe kłamstewka, którymi jesteśmy obdarowywani 1 kwietnia, można się obrażać?

Zdecydowanie nie. Ewentualnie można odpłacić żartem – zawsze pamiętając, że to, co się dzieje w związku z prima aprilis ma nie być obraźliwe i okrutne.

A jak powinny wyglądać sprostowania medialne? Czy tutaj obowiązują jakieś reguły?

Nie wszystko się prostuje, ale zasadniczo powinno się to robić. Czasami redakcje „wyjaśniają” spłatane odbiorcom figle tego samego dnia – w radiu np. późniejszym popołudniem lub wieczorem; w prasie – w kolejnym wydaniu pisma.

Myśli Pani, że celebracja prima aprilis będzie przybierać na sile, czy wręcz przeciwnie?

Trudno to przewidzieć. Z jednej strony żarty, które robimy sobie dziś, są dużo „łagodniejsze” od tych sprzed lat i chyba też ogólnie mniej się mówi o prima aprilis. Z drugiej zaś: jeśli już ktoś sobie przypomni, że jest właśnie TEN dzień, to zwykle chętnie obdarowuje żarcikami i je przyjmuje, bo to jest takie święto z gatunku dostarczających pozytywne emocje, dobry humor. Kiedyś dość hucznie obchodzono je w szkołach. Można było się przebrać, przestawić ławki w klasie – świetna okazja do zabawy i śmiechu. Teraz część tego, co działo się w szkołach w prima aprilis, zostało przeniesione na Dzień Wagarowicza, ale kto wie, może za jakiś czas stary obyczaj zyska jeszcze jakieś nowe oblicze.

Dziękuję za rozmowę.