Intercyza. Słowo, które budzi popłoch wśród ludzi. Jego wypowiedzenie przed zawarciem sakramentalnego związku małżeńskiego kończy się w najlepszym razie karczemną awanturą i zarzutami o materializm i brak uczuć. Ale miłość szybko się kończy, a tym, czego para dorobiła się podczas trwania związku jakoś podzielić się trzeba... wtedy mały podpis może uratować czyjąś przyszłość.
CZY TO NAPRAWDĘ TAKIE STRASZNE?
Specjaliści szacują, że w ostatnich latach liczba podpisywanych intercyz, czyli umów przedmałżeńskich, regulujących kwestie finansowe w związku wzrosła aż o 50 procent.
"Gdy wychodziłam za mąż, miałam własne mieszkanie i samochód. Byłam przekonana, że mój przyszły mąż stanie się automatycznie właścicielem tego wszystkiego, więc nalegałam na na intercyzę. Sadziłam, że to jedyny sposób na zachowanie tego, co mam" - Anna, menedżerka, 32 lata
Ania się myliła. Zgodnie z prawem wszystko to, czego dorobiła się przed ślubem, po rozwodzie pozostałoby jej własnością. Jeśli podpisała intercyzę to oznaczało, że małżonkowie mają osobne finanse. To, co kupuje żona, pozostaje jej własnością - tak samo jest z mężem. Po rozwodzie nie ma co dzieli, bo wszystko już od dawna jest podzielone. Wygodne, prawda?
ALE CO TO MA WSPÓLNEGO Z MIŁOŚCIĄ?
W dzisiejszych czasach, gdy tak wiele związków kończy się rozwodem, każdy rozsądny człowiek powinien zadbać o swoje interesy. Na luksus nie myślenia o przyszłości może pozwolić sobie niewiele osób... A intercyza to nie tylko kwestie finansów w związku - to także sprawy odpowiedzialności finansowej za np. nieprzemyślane zewnętrzne wydatki małżonka. To także można ująć w intercyzie.
Pomyśl o sobie. W razie problemów najlepiej jest zachować niezależność. I to naprawdę nie ma nic wspólnego z emocjami, Możesz kochać i jednocześnie dbać o swoje interesy.
_____________________________
NIE PRZEGAP:
>>> 6 najważniejszych decyzji, które podejmiesz
>>> Kobiety nie zdradzają przystojnych i bogatych