Tego było już za wiele. Nie dość, że Mandi Hamlin została zatrzymana przez ochronę lotniska, to jeszcze wręczono jej szczypce i nakazano, by wyciągnęła kolczyk ozdabiający jej piersi. Zdenerwowana kobieta zatrudniła już w tej sprawie adwokatkę, Glorię Allred, która nagłośniła całą sprawę, zorganizowała konferencję prasową i żąda zadośćuczynienia dla swojej klientki.

Reklama

"Nie życzę nikomu, by był tak potraktowany jak ja" - powiedziała na konferencji prasowej właścicielka kolczyka. 37-letnia Hamlin opowiedziała, że przygoda ze szczypcami przytrafiła się jej, kiedy próbowała wsiąść na pokład samolotu lecącego z Lubbock do Dallas. Przez bramkę wykrywającą metalowe i niebezpieczne przedmioty przeszła bez problemu.

Te zaczęły się dopiero, kiedy ochrona przyłożyła do jej klatki piersiowej ręczny detektor metali. Zapiszczało! Z relacji poszkodowanej wynika, że wtedy zbiegli się pełniący służbę na lotnisku mężczyźni i nakazali, by natychmiast usunęła kolczyki. Pasażerka wyjaśniła, że jest to niemożliwe, gdyż zarosły skórą i byłoby to dla niej zbyt bolesne. Zaproponowała, że pokaże ozdobę swoich piersi strażniczce. Odmówiono jej, a zamiast tego zaproszono za kotarę, gdzie przy pomocy szczypiec miała pozbyć się ozdób.

Hamlin żąda teraz oficjalnych przeprosin od pracowników TSA (Transportation Security Administration). Ci jednak tłumaczą, że na swojej stronie internetowej ostrzegają pasażerów, że jeśli detektor metalu zaalarmuje ich, będą ich prosić o usunięcie podejrzanych przedmiotów, w tym biżuterii z intymnych miejsc.

Takie tłumaczenie nie przekonuje jednak pechowej pasażerki. "Była już kilka razy sprawdzana na lotnisku i moje kolczyki nie budziły żadnych podejrzeń" - mówiła. "Wyjęcie kolczyków z sutków nie tylko mnie upokorzyło, ale także spowodowało uraz psychiczny i boję się teraz włożyć je ponownie" - dodała.