Święta to najtrudniejszy czas dla osób, które straciły bliskich. Rok temu, w Boże Narodzenie, z powodu bólu po śmierci rodziców Marta Kaczyńska aż się rozchorowała. - Mój organizm odmówił funkcjonowania - zdradza córka tragicznie zmarłej pary prezydenckiej. Dziś ten ból nie minął, ale Marta musi zająć się rodziną. - Spędzę święta z dziećmi, mężem, teściami. Moje myśli będą także przy rodzicach - mówi w rozmowie z „Uważam rze”.
– To wszystko jest tak trudne dlatego, że stało się tak nagle i w niejasnych okolicznościach. Nie wiem, może za kilka lat będzie łatwiej – przyznaje córka tragicznie zmarłej pary prezydenckiej w wywiadzie dla „Uważam rze”. Podkreśla, że mimo upływającego czasu, nadal bardzo cierpi.
– Skłamałabym, mówiąc, że czas zaleczył rany, że przywykłam. Na pewno codzienność, opieka nad dziećmi, nad rodziną zmusza człowieka, by starał się być dzielny. Dzieci muszą mieć szczęśliwe święta, muszę dla nich starać się odnaleźć w nich radość. Ale i dziewczynki pamiętają dziadków. Także stryj i babcia przeżywają to ciężko – zdradza Kaczyńska. Przyznaje, że nie myśli już o nadchodzących świętach Bożego Narodzenia z taką radością, jak kiedyś. – Są one jakoś nierozłącznie związane ze smutkiem, z żalem, brakiem – zaznacza. I dodaje: – Spędzę święta z dziećmi, mężem, teściami. Moje myśli będą także przy rodzicach.
Prezydencka córka wspomina także ostatnie święta, które spędziła z rodzicami, w 2009 roku. – To były normalne, zwykłe święta. Tata był wtedy w dobrym nastroju, szły w górę wskaźniki akceptacji tego, co robi, ten przemysł pogardy zdawał się nieco tracić oddech. Szykował się do kampanii. Podobnie optymistyczny był sylwester spędzany w ośrodku w Juracie z przyjaciółmi – opowiada Marta Kaczyńska.
Święta w domu Kaczyńskich zawsze były przepełnione tradycją. Marta Kaczyńska zdradziła, że do tej pory nosi w portfelu łuskę z karpia, którą dała jej mama. Łuska miała zapewnić szczęście i pieniądze. Z karpiem zawsze był problem, bo nikt nie chciał go zabić. – Rodzice kupowali więc już oprawionego. Była też kutia. To mama kiedyś postanowiła jej spróbować i wszystkim zasmakowała. Była to więc tradycja trochę importowana. Miód, bakalie i pszenica kupowana na rynku w Sopocie – opowiada prezydencka córka.