Wprawdzie nie zależy im na obaleniu dynastii Saudów, ale jakiekolwiek zamieszki w kraju, który ma największe światowe rezerwy ropy naftowej, spowodują na rynkach panikę.
Głosować nie będziecie
W konserwatywnym królestwie, w którym kobiety nie mogą pracować bez zgody męża ani nawet same wychodzić na ulice, jedynym możliwym forum ich działalności jest internet. A to właśnie przy pomocy tego medium rozpoczęły się wydarzenia, które doprowadziły do obalenia prezydentów Tunezji Zine el-Abidine Ben Alego i Egiptu Hosniego Mubaraka, a w niedługim czasie zapewne też libijskiego dyktatora Muammara Kaddafiego.
Bezpośrednią przyczyną tego, że saudyjskie kobiety zaczęły się organizować, była decyzja, iż nie będą mogły brać udziału w zaplanowanych na 22 września wyborach lokalnych. Temu poświęcona jest internetowa kampania Baladi (Mój kraj).
Reklama
Z kolei grupa Kobieca Rewolucja, która na Facebooku ma już ponad 2000 sympatyczek, domaga się zrównania praw kobiet i mężczyzn. – Protestujący w Egipcie i Tunezji dokonali czegoś prawie niemożliwego. Jeśli oni potrafili obalić dwóch rządzących silną ręką prezydentów, to dlaczego my nie miałybyśmy się domagać naszych praw – mówi Bloombergowi 19-letnia Alia al-Faqih. Coraz więcej kobiet pojawiało się w ostatnich tygodniach także podczas nielicznych politycznych demonstracji.
Miliardy za spokój
Choć fala politycznych protestów dotarła na Półwysep Arabski – do Bahrajnu, Omanu i Jemenu – sama Arabia Saudyjska jak na razie się im opiera. Ale przy użyciu przez władzę prostych i działających na krótką metę metod – kilku tysięcy policjantów na ulicach i zapowiedzi przekazania 100 mld dol. na zwiększenie płac i świadczeń socjalnych. Drobne reformy, jeśli chodzi o sytuację kobiet, już się zaczęły.
W 2009 r. król Abdullah otworzył pierwszy koedukacyjny uniwersytet i powołał pierwszą kobietę na stanowisko wiceministra. Zapowiedział też działania ułatwiające kobietom podejmowanie pracy (dziś stanowią one zalewie 15 proc. zatrudnionych). W poniedziałek szef komisji wyborczej powiedział nawet, że jest plan, by w bliżej nieokreślonym czasie dopuścić do głosowania kobiety. Problem w tym, że te nie chcą czekać.
Ewentualne protesty w Arabii Saudyjskiej – ich tłem oprócz praw kobiet mogą być tak jak w Bahrajnie napięcia między sunnitami a szyitami – miałyby ogromne konsekwencje gospodarcze i polityczne. Gdy arabska rewolucja dotarła do Libii – która pod względem i produkcji, i eksportu ropy znajdowała się w drugiej dziesiątce na świecie – cena baryłki wzrosła do 120 dolarów, czyli najwyższego poziomu od ponad dwóch lat. Zakłócenia w Arabii Saudyjskiej, która jest największym eksporterem, spowodują, że poziom 200 dolarów przestanie być katastroficznym scenariuszem.