Zawsze się mówi, że ta druga jest zła i nie ma prawa odbijać tej dobrej chłopaka... W historii, która mnie spotkała, żadna z nas nie była tą złą. Dlaczego uwierzyłam temu mężczyźnie i byłam naiwna? Bo zanim go spotkałam, miałam złamane serce.

Reklama

Byłam szczęśliwie zakochana. Ja miałam 18 lat, on był o dwa lata straszy. Planowaliśmy założyć rodzinę. Aż do pewnego zimowego wieczoru... Mieliśmy jechać na zabawę Walentynkową, ale się pokłóciliśmy i on pojechał sam. Śmieszne jest to, że już nawet nie pamiętam, o co była cała ta draka...
Zadzwonił z drogi. Po chwili rozmowy pogodziliśmy się. Podczas rozmowy usłyszałam dziwny dźwięk i zerwało połączenie. Dzwoniłam do niego, ale użytkownik był niedostępny. Pomyślałam, że jak zawsze Jackowi rozładowała się bateria w telefonie.

Po kilku godzinach zadzwoniła do mnie siostra Jacka i powiedziała, że mój chłopak nie żyje. Wpadł w poślizg, uderzył w drzewo i zginął na miejscu.
Od tego momentu nie pamiętam, co się ze mną działo - byłam na leczeniu, egzystowałam jedynie jak roślina. Miałam na sumieniu człowieka. Gdyby nie ta kłótnia, gdyby nie rozmowa przez telefon…

Pozbierałam się po dwóch latach. Poznałam przez internet Grześka. Przegadaliśmy kilkanaście godzin o wszystkim i o niczym. Wydawało mi się, że znamy się na wylot, że wszystko o nim wiem, że jest idealny - jakże się myliłam... Powiedział mi, że jest sam, że zerwał z dziewczyną, która "grała" z nim nie fair.
Zaczęły się spotkania, coraz częściej i częściej, SMS-y, maile. Zapomniałam o Jacku. Wiedziałam już, że znów się zakochałam. Przez trzy miesiące było cudownie, a ja taka szczęśliwa…

Któregoś dnia siedzieliśmy u niego w domu przytuleni. Nie zwróciliśmy uwagi na dzwonek do drzwi. Po chwili do pokoju weszła jakaś dziewczyna, a Grześ podskoczył jak oparzony. Dziewczyna zdębiała. Krzyk, nerwy, trzasnęłam drzwiami i wyszłam...
Okazało się, że była to jego "niedobra panna", która przyjechała do niego, bo się stęskniła.
Byli ze sobą prawie od dwóch lat, planowali ślub. A ja? Kim ja byłam?
Dzwonił, przepraszał, pisał i przychodził… Tłumaczył, że ja jestem dla niego tą jedyną. Nie chciałam słuchać tłumaczeń...


Pół roku później dowiedziałam się, że znów wykręcił numer swojej dziewczynie.
Nie wierzę facetom, dla mnie każdy kręci.... A może nie spotkałam tego jedynego, któremu mogłabym zaufać.