Oczywiście pod pewnymi warunkami. Tak twierdzą psychologowie oraz ludzie, którzy temat znają z autopsji.

Być może tata często gęsto zaglądał do kieliszka. Może mamie życiową energię odbierała depresja. Może rodzice „kochali za bardzo” lub, przeciwnie, w ogóle nie zwracali na dziecko uwagi. A może nie działo się nic z tych rzeczy, a rodzice po prostu nie pozwalali dziecku być sobą. To wszystko rani i zostawia ślad. Ten ślad jest bolesny, ale może również być darem – twierdzą niektórzy.

Reklama

JAK CHOWAĆ, BY TEGO UNIKNĄĆ?

„Uwierzcie mi, naprawdę było źle” – pisze John Bradshaw w „Powrocie do wewnętrznego domu”. „zadano nam duchowa ranę. To, że rodzice nie pozwalali nam być sobą, było najgorszą krzywdą, jaka mogła nas spotkać (...). Nie było w porządku się gniewać, odczuwać lęk, smutek, a nawet radość. Nie było w porządki dotykać sromu lub penisa, nawet, jeżeli bardzo to intrygowało. Nie w porządku było nie lubić księdza, myśleć, co myśleliście; chcieć tego, czego chcieliście; czuć to, co czuliście, lub wyobrażać sobie to, co wyobrażaliście. Niekiedy nie było w porządku widzieć to, coście widzieli, lub wąchać to, coście wąchali. Nie było w porządku być sobą”.

Reklama

Skrzywdzone dziecko, którego indywidualność nie było szanowana, poznać w dorosłości łatwo: po napadach złego humoru, dąsach, nieufności, przeczuleniu, skłonności do nałogów i kompulsji. Jego relacje z innymi też są specyficzne: staje się toksycznym rodzicem, w kontaktach z ludźmi jest napięte lub zbyt uprzejme, nie dopuszcza do bliskości.

NIEFIZYCZNE KAZIRODZTWO

Bradshaw jest uznawany za autora najlepszych książek dotyczących uzdrawiania zranionego dziecka. Rozumie innych, bo sam taki był. Porzucony przez ojca alkoholika, w matce zamiast matki miał partnerkę i podopieczną. „Byłem zastępczym mężem mojej matki, stałem się wiec ofiarą niefizycznego kazirodztwa” – pisze o sobie. Dzieciństwo naznaczone było brakiem wsparcia i ciągłymi przeprowadzkami. „Już jako dziecko pojąłem, że nie jestem kochany, gdy wyrażam swoje potrzeby” – wspomina. Chęć dochowania wierności matce zaprowadziła go na lata do zakonu, szpony alkoholizmu, a potem w ramiona kobiet, które same były ofiarami kazirodztwa. Wydostał się na powierzchnie i teraz pomaga innym zrobić to samo.

Reklama

Warunek: trzeba odsłonić się i na nowo poczuć tamten ból, lęk i wstyd. Co nie jest łatwe, szczególnie w przypadku ludzi, którzy w oczach otoczenia są ludźmi sukcesu.

Tak, jak na przykład Marek Karpiński, trener polskich piłkarek ręcznych. Rodzice nie tolerowali słabości, rozpisali mu scenariusz na życie. „Miałem być idealnym dzieckiem, a potem doskonałym mężem, ojcem i trenerem” – wspomina. Z pozoru silny, w środku pełen leku, wymagał od siebie wiele i dotkliwie przeżywał każdą porażkę. Za te napięcia zapłacił wiecznym stresem i sypiącym się zdrowiem. Pomogło, gdy pozwolił sobie płakać i się bać – co nie udałoby się, gdyby nie zachęty żony. Na zajęciach rozwoju osobistego uczył się, jak rozumieć siebie i odnajdywać to, czego naprawdę potrzebuje.

POD BÓLEM ZNALEŹLI MIŁOŚĆ

„Ci ludzie dokonali czegoś nadzwyczajnego, zaakceptowali ból, którego doznali, zgodzili się na swój los. To daje niebywałą siłę. Łatwo poznać takich ludzi, bo są charyzmatyczni, skuteczni. Przekroczyli próg cierpienia i w kontakcie z nimi to się czuje od razu” – mówi terapeutka Małgorzata Rajchert-Lewandowska. Sekret sukcesu tych ludzi to konfrontacja z przeżytym bólem. „Pod bólem jest zawsze miłość. Jeśli nie dotykamy bólu, wtedy pozostajemy jak zamrożeni, ponieważ jednocześnie odcinamy się od wszystkich uczuć, także od miłości i wdzięczności” – wyjaśnia terapeutka. Miłość do oprawców i zaakceptowanie przeszłości „odmraża” i pozwala czerpać z potencjału. Na przykład dzieci z rodzin alkoholowych są według terapeutki bardziej samodzielne i odpowiedzialne, a nabyta umiejętność funkcjonowania w warunkach stresu pozwala im działać zadaniowo.

CO TERAZ?

Wielu psychologów wychodzi z przekonania, że trudne dziecięce doświadczenia to coś, czego można pogratulować, bo może być pożyteczne. „W jaki sposób to, co trudne, może przysłużyć się mojemu rozwojowi, mojej pracy dla innych? To istotne pytanie” – mówi Rajchert-Lewandowska. I podaje przykłady: chłopiec, który był świadkiem przemocy wobec matki, dziś działa jako antyterrorysta i chroni innych, dziewczynka, która nie potrafiła zapobiec śmierci brata, dziś, jako lekarka, ratuje inne dzieci. Chłopiec, który stracił ojca w Katyniu, czyli Andrzej Wajda, nakręcił o tym świetny film...

Można z terapeutką polemizować, czy to bardziej dar, czy może bardziej fatum i piętno przeszłości, które determinuje późniejsze poczynania. Ale można też się zastanowić: co moja przeszłość dała mi i mojemu otoczeniu?



____________________________________________

NIE PRZEGAP:

>>> Dziecko musi być ładne, by było kochane
>>> Jacko: jakie życie, taka śmierć
>>> Spuść ze smyczy swoje usta