Połacie żółtej, słonecznej mimozy, błękit nieba i ciepłe popołudnie na francuskim Cap d'Antibes - taki obraz Bruce Oldfield chciał zamknąć we flakonie. Mieszanka, która na rynku zadebiutowała w lipcu, powstała we współpracy z domem perfumeryjnym Floris. Wśród nut zapachowych nie zabrakło mieszanki aromatów mimozy, bergamotki, wanilii, ylang ylang i olejku neroli.

Reklama

"Szukałem czegoś, co uchwyci charakter mojej marki. Przypadkowe zetknięcie się z aromatem mimozy przywołało wspomnienie lata na południu Francji w towarzystwie Charlotte Rampling (muzy projektanta). Zdecydowaliśmy, że to dobry punkt wyjścia. To była emocjonalna inspiracja. Wraz z Floris stworzyłem zapach, który jest istotą kobiety Bruce'a Oldfielda - wyrafinowanej, czarującej i uroczej, zabawnej" - wyjaśnia projektant.

Projektant żartuje, że zanim powstał produkt finalny, zdołał poznać chyba wszystkie zapachy z całego świata. "Za każdym razem, gdy perfumiarz proponował mi inną nutę zapachową, przenosiłem się z jednego końca świata na drugi. To fascynujące zajęcie, choć czasem jego konsekwencją jest ból głowy. Sam proces tworzenia zapachu jest niezwykle kreatywny. Przypomina zajęcie dyrygenta, albo artysty - tworząc perfumy używasz wszystkich swoich zmysłów" - zdradza Oldfield.

W perfumach projektanta, znanego z nadzwyczajnych sukni ślubnych i kreacji wieczorowych, zabrakło jednego aromatu, który za każdym razem go urzeka.

"Bardzo lubię zapach psa - ale ten aromat do perfum raczej się nie nadaje. A jeśli mówimy o perfumach to oczywiście woń mimozy, która dla mnie jest idealnym odzwierciedleniem Cap d'Antibes" - przyznaje.