Dla specjalistów ds. utrzymania spójności marki w koncernie Louis Vuitton walka z podróbkami to jedno z największych i najbardziej nieosiągalnych wyzwań. I nie chodzi tylko o chińskie torebki ze znaczkiem LV warte tyle co ortalionowe torby na bazar. Po logo ekskluzywnej marki znanej z niebotycznie drogich i solidnych toreb i portfeli wyjątkowo chętnie ręce wyciągają też artyści. Firma i marka na przemian ich śmieszy i inspiruje do przemyśleń na temat współczesnego świata.

Reklama

I tak wart miliony dolarów znaczek trafił na worki na śmieci, czy felgi samochodowe. Śmiertelnie poważne podejście do marki wyśmiali też artyści, którzy zaprojektowali maski gazowe z logo LV na ustnikach. W końcu ofiara mody chce dobrze wyglądać w każdej sytuacji...

>>>Zobacz inne zdjęcia prac artystów

Vuitton wkroczył też do galerii. Artyści podpatrujący ulicę zafascynowali się siłą trendów i znaną marką. Fotograf Mitchell Feinberg zrobił dla Muse Magazine spot pokazujący gipsowe odciski nowych torebek LV. Za wzór posłużył mu model Mini Speedy Cube za 2 tys. 420 dolarów. Inna artystka, Meryl Smith, stworzyła torebkę LV, która wygląda, jak żywy piesek - to aluzja do tego, że produkcja ekskluzywnych toreb i portfeli kosztuje życie tysięcy zwierząt. Od czasu wystawienia pracy Meryl Smith częściej się mówi o tym, że nie tylko firma traci na używaniu jej logo, ale są też tacy, którzy tracą o wiele więcej z powodu istnienia firmy.

Na kontrowersyjny pomysł wpadł artysta Wim Delvoy, który założył w Chinach małą farmę sztuki. Hoduje na niej, z pomocą tamtejszych farmerów, 20 świń. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że zwierzęta mają na skórze wytatuowane znaczki różnych marek, między innymi LV. Kolekcjoner może kupić sobie żywy okaz, a kiedy świnka umrze, zawiesić sobie jej oprawioną w ramkę skórę z logiem LV nad kominkiem. Co jest prawdziwe a co podrabiane? - zastanawia sie w ten przewrotny sposób Delvoy. Skoro świnie miały na sobie wytatuowany wzór, a właścicielem świń jest Wim, do kogo należy logo na ich skórze?

Jednak największy szok wywołała praca Petra Gronquisty, który logo LV wymalował starannie na... krześle elektrycznym. Na internetowej aukcji przyrząd do zabijania ozdobiony symbolem bajecznego życia poszedł za 4,500 dolarów.

O ile artyści i fani marki popisują się wyczuciem ironii, o tyle agenci koncernu Louis Vuitton mają do sprawy wykorzystywania znaku firmowego o wiele mniej dystansu. Pracujący na całym świecie szpiedzy mają tropić wszelkie przejawy kradzieży dóbr LV. Już niedługo zapowiadają odwet…