W nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym znalazł się przepis, że w Radzie Najwyższej Szkolnictwa Wyższego kobiety muszą stanowić 30 proc., a w Polskiej Komisji Akredytacyjnej - 10 w tej i 20 proc. w kolejnej kadencji. - Może dzięki temu poprawi się przydzielanie pieniędzy na badania, które zostało zmonopolizowane przez mężczyzn. I zwiększy się udział kobiet w znaczących konferencjach - mówi prof. Magdalena Środa.
Jeżeli chodzi o liczbę kobiet, które studiują i robią doktoraty, jesteśmy w czołówce unijnej: w roku akademickim 2008/2009 stanowiły one 68 proc. studentów, a ponad połowa doktorantów to kobiety. Jednak przy osiąganiu wyższych stanowisk zaczynają się schody.
Polska zajmuje przedostatnie miejsce w Europie pod względem liczby kobiet w radach naukowych: jest ich zaledwie kilka procent, za nami jest tylko Luksemburg. We władzach polskich uczelni znajduje się 10 proc. pań, wśród 84 rektorów jest tylko 9 kobiet. Brak kobiet jest także widoczny w kwestii innowacyjności: z 4247 patentów, które zostały zarejestrowane w ubiegłym roku, były one twórcami tylko 687. Minister Kudrycka przyznaje, że kobietom jest o wiele trudniej robić karierę naukową, bo często przypada ona na okres, kiedy wychowują dzieci.
Również granty na projekty badawcze są udzielane tylko do jakiegoś wieku (zwykle 35. roku życia) i kobiety, które miały przerwę na wychowanie dziecka, nie wyrabiają się w tych ramach czasowych. To też utrudnienie przy dotrzymywaniu terminów na zrobienie doktoratu i habilitacji. W tej kwestii minister też chce zmienić przepisy: urlop macierzyński nie wliczałby się do czasu, jaki jest na zrobienie doktoratu.
- Na Zachodzie obecność kobiet w nauce zwiększyła się dzięki takim administracyjnym działaniom - mówi prof. Halina Rusek z Uniwersytetu Śląskiego. Bardziej sceptyczny jest szef Komisji prof. Marek Rocki. Uważa, że tak mały odsetek kobiet, m.in. w jego gremium, to efekt tego, że habilitacje robią głównie mężczyźni, więc spełnienie wymagań ministerstwa może być trudne.
Większa reprezentacja kobiet pomoże też zmienić nastawienie do kobiet naukowców. - Kiedy zostałam dziekanem, odziedziczyłam togę po postawnym mężczyźnie. Kiedy poprosiłam o jej przerobienie, uzyskałam jedynie tyle, że podwinięto rękawy. Usłyszałam: „Po pani przyjdzie na to stanowisko mężczyzna, więc nie ma sensu jej zmniejszać” - opowiada prof. Halina Rusek z Uniwersytetu Śląskiego.