Tematem imprezy zorganizowanej przez markę Martini, a dokładnie dress codem, o jaki zostali poproszeni goście było "dolce vita". Klaudia Halejcio zapytana, co to dla niej znaczy, odpowiedziała, że przede wszystkim kojarzy jej się to z dopracowaniem.
- Nie jestem typem, który śledzi wszystkie trendy i je rozumie, ale "dolce vita" kojarzy mi się przede wszystkim z dopracowaniem. Tym, co mają właśnie Włosi. To coś jest trochę piękne, luksusowe, ale swobodne. Taka włoska nonszalancja - mówiła aktorka.
Klaudia przyznała, że to co dzieje się obecnie w modzie nie do końca jej się podoba.
- Myślę, że żyjemy w czasach, w których wszystko jest dozwolone i nie do końca mi się to podoba. Takie niechlujstwo jest modne. Dużo młodych ludzi nie za bardzo dba o to a w ubiegłych czasach kobiety dbały o to. Wstawały, robiły sobie trwałe, szyły sukienki u krawca. To mi się kojarzy z tym, że kiedyś wszystko było piękne, dopracowane, nawet jak nie było możliwości, to te kobiety się starały, by tak było - powiedziała.
W czym Klaudia Halejcio zaprezentowała się na swoim pierwszym evencie?
W rozmowie z dziennik.pl Klaudia zdradziła, że co prawda nie ma w szafie sukienki, czy innego elementu garderoby po mamie, ale ma coś co jej mama uszyła.
- Sukienka, która jest dla mnie sentymentalna to ta, którą moja mama kiedyś mi zrobiła na jeden z pierwszych eventów. Zostałam zaproszona, nie miałam pieniędzy, więc mama mi ją uszyła. To pokolenie było tym, które musiało być multitasking, więc moja mama potrafi szyć na maszynie. Uszyła mi przepiękną spódnicę ze starej zasłony, jeszcze z sercem mamy - opowiedziała.
Aktorkę można, więc porównać do głównej bohaterki kultowego filmu "Przeminęło z wiatrem". W najczarniejszym momencie swojego życia, Scarlett O'Hara postanawia działać. Z zasłony szyje słynną zieloną sukienkę i jedzie szukać pomocy u Rhetta Butlera. Niestety plan Scarlett się nie powiódł. Jednak ostatecznie udało jej się odmienić los swój i rodziny. Wyszła bowiem ponownie za mąż za właściciela tartaku.