W języku angielskim tego rodzaju interwencje mają nazwę „social prescribing” i w wielu detalach różnią się od terapii zajęciowej czy klasycznych grup wsparcia. Wspólne z nimi cechy to przede wszystkim to, iż mowa jest o interwencji wobec grupy przejawiającej podobne zestawy problemów zdrowotnych czy psychospołecznych.
- Nie mogłam spać, miałam problemy z właściwym odżywianiem. Przerastały mnie nawet drobne sprawy - opowiada Mirella, kobieta w średnim wieku, u której matki zdiagnozowano chorobę Alzheimera, a rok później zmarł jej ojciec. Wcześniej byłą dumna ze swojej niezależności.
- Czułam się naprawdę samotna i odizolowana od ludzi. Cały czas spędzałam w domu - zwierza się z kolei młoda kobieta imieniem Aasma.
- Mam problemy ze wzrokiem i wiele innych kłopotów natury medycznej - mówi Roland, mężczyzna w sędziwym wieku.
Takie osoby często przychodzą szukać pomocy u lekarza, nie zawsze tylko w związku ze sprawami czysto medycznymi. A lekarze, jak sami przyznają, wielokrotnie rozkładają wtedy ręce. Leki nie zawsze są najlepszym rozwiązaniem, a nawet jeśli nim są, to często najlepiej łączyć je z niefarmakologicznymi interwencjami. Wymienioną wyżej trójkę ludzi łączy jedno: wszyscy skorzystali z pomocy pod postacią tzw. recepty na społeczność (ang. social prescribing).
- Kiedy porozmawiałem z moim lekarzem, skierował mnie do specjalisty od social prescribing. Tam trafiłam na właściwą ścieżkę. Dowiedziałam się o centrum środowiskowym, w którym prowadzone są liczne programy z różnymi aktywnościami. Mogłam tam nawiązać nowe znajomości, wyjść z domu - mówi Aasma. - Jeśli masz problemy, musisz się nimi dzielić, rozmawiać o nich - dodaje.
- Zacząłem robić rzeczy, których wcześniej nie mogłem, bo nawet o nich nie wiedziałem - relacjonuje Roland.
- Social prescribing naprawdę pomaga, poprawia zdrowie i przynosi pacjentom liczne korzyści - twierdzi z kolei dr Moham Sekeram z Wideway Medical Center, który pomaga w znalezieniu wsparcia tego rodzaju.
Człowiek istotą społeczną
Jak to jednak naprawdę działa? Social prescribing polega na tym, że lekarze, pielęgniarki czy inni odpowiednio przygotowani pracownicy służby zdrowia kierują pacjentów na różnego rodzaju aktywności, podejmowane wspólnie z innymi ludźmi, sprzyjające zdrowiu fizycznemu i psychicznemu. Najlepiej, jeśli są one prowadzone przez specjalną, współpracującą z przychodnią organizację.
Medycy starają się przy tym ocenić całościowo sytuację pacjenta, w tym ekonomiczną czy rodzinną. Nierzadko bowiem problemy finansowe, mieszkaniowe czy społeczne utrudniają leczenie czy wręcz powodują pogorszenie stanu zdrowia, np. za sprawą chronicznego stresu. Nauka nowych umiejętności, sport, uprawa ogródka, gotowanie to tylko wybrane przykłady tego, co korzystające z takiej pomocy osoby mogą wspólnie robić. Mogą też liczyć na dodatkowe porady, na przykład odnośnie do zdrowej diety i stylu życia. Wszystko jest tak zaplanowane, aby wspierać dochodzenie do zdrowia i jego zachowanie.
Metoda jest szczególnie przydatna dla osób z przewlekłymi, łagodnymi lub umiarkowanymi problemami psychologicznymi, z różnymi, współistniejącymi problemami zdrowotnymi czy po prostu dla takich, które czują się społecznie odizolowane (co - jak wskazują badania - nie pozostaje bez wpływu na zdrowie). Tego typu pomoc może też być dodatkiem do ściśle kontrolowanych terapii zajęciowych nakierowanych już stricte na konkretne problemy.
Tego typu pomoc szczególnie intensywnie rozwija się w Wielkiej Brytanii. Trafia już jednak także do Polski. Po raz pierwszy, w kraju tego typu system uruchomił w 2018 roku Konstantynów Łódzki i szybko organizatorzy zaczęli mówić o rosnącej popularności pomysłu nazwanego „Recepty na życie”. Na zajęcia kierowane były osoby starsze i zależne od innych. Pacjenci mogli skorzystać na przykład z zajęć artystycznych, sportowych, wycieczek, kursu obsługi komputera czy „telefonu życzliwości”.
Nie tylko lekarstwa leczą
Co na to naukowe badania? Autorzy opracowania opublikowanego w ubiegłym roku na łamach pisma „The BMJ”, po przeanalizowaniu 256 badań zauważyli, że np. w przypadku osób z towarzyszącą demencji depresją, niefarmakologiczne działania bywają przynajmniej równie skuteczne, jak leki. W związku z tym naukowcy zalecają m.in., właśnie „social prescribing”. Oprócz czysto psychologicznych metod, wśród skutecznych sposobów badacze wymieniają takie interwencje, jak zajęcia stymulujące intelekt, ćwiczenia fizyczne i społeczne interakcje.
„Podejścia niewykorzystujące leków wiązały się z zauważalną redukcją objawów depresji (ale nie depresją ciężką) u ludzi z demencją” - piszą w swojej pracy badacze.
Samo social prescribing jest dopiero jednak badane i właściwie trudno jest jasno ocenić jego wpływ. Naukowcy z Public Health England przeanalizowali osiem przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii badań sprawdzających wpływ takiej pomocy na zdrowie psychiczne i ewentualny spadek częstości wizyt ochotników w lekarskim gabinecie.
Osiem badań to niewiele, a do tego tylko jedno z nich było wysokiej jakości. Pozostałe pozostawiały niemało do życzenia pod względem metodologii i wielkości próby. Najlepsza z prac nie wskazała wyraźnych korzyści w sprawdzanym zakresie. Według czterech z pozostałych siedmiu badań spadała potrzeba kontaktów z lekarzem, a według pięciu - doszło do poprawy stanu psychiki.
Autorzy analizy zwracają jednocześnie uwagę, że jej przeprowadzenie było z różnych powodów trudne M.in. napotkali na problemy w porównywaniu wyników różnych projektów. Niektóre z nich dotyczyły np. osób samotnych, inne chronicznie chorych, a jeszcze inne potrzebujących pomocy w kwestiach lokalowych. Autorzy badań wskazywali jednocześnie na różne czynniki, od których może zależeć sukces „recept na społeczność”.
Jednym z nich był udział odpowiednio przeszkolonego specjalisty organizującego pomoc. Odpowiedzialni za analizę naukowcy piszą jednak, że „pomimo szerokiego wsparcia dla social prescribing, niniejsza synteza nie wskazuje jasnych dowodów na efektywność takich działań. Wyniki te są zgodne z poprzednimi systematycznymi przeglądami”.
Dyskusja nie jest jednak zamknięta. „Potrzeba większej liczby badań dobrej jakości, szczególnie biorąc pod uwagę planowane szerokie wprowadzenie social prescribing. (W Wielkiej Brytanii w niektórych miejscach za zajęcia w ramach social prescribing płaci tamtejszy odpowiednik Narodowego Funduszu Zdrowia - NHS - przyp. red.). Potrzebujemy m.in. randomizowanych, kontrolowanych badań, które pomogą zrozumieć rolę pomagających pacjentom specjalistów oraz zaangażowania samego pacjenta” - dodają.
Tymczasem sprzyjające kontaktom z innymi, różnego typu rozwijające aktywności nie powinny raczej zaszkodzić, zwłaszcza wtedy, gdy są dobrane odpowiednio do stanu zdrowia danej osoby. Wprost przeciwnie - są duże szanse, że pomogą. W najgorszym razie, można po prostu przyjemnie spędzić czas.