W kolorowych magazynach aż roi się od pięknych ślubnych zdjęć gwiazd. Eva Longoria i Mariah Carey pokazały, że na ślubie po prostu trzeba wyglądać idealnie. Absolutnie gładka cera bez śladu zmarszczek mimicznych i krostek, perfekcyjnie ułożone włosy, biust ponętnie wypływający ze ślubnego gorsetu. A do tego smukła i gibka sylwetka. Żeby doprowadzić się do takiego stanu, trzeba się jednak porządnie napracować.

Reklama

Większość kobiet po przyjęciu pierścionka zaręczynowego staje przed lustrem i z przerażeniem stwierdza, że daleko im do księżniczki z bajki. I zamiast pocieszyć się myślą, że dla swojego przyszłego męża i tak są piękne, rozpoczynają katorżniczy pęd do doskonałości. Jak podał amerykański "Newsweek”, coraz częściej się zdarza, że właśnie z powodu ślubu decydują się na operacje plastyczne. Na przykład powiększanie piersi lub korektę nosa.

Półroczna seria wizyt w kosmetologa polegająca na poddaniu się serii peelingów chemicznych i mikrodermabrazji, to już norma. Co bardziej zdeterminowane panny młode decydują się również na wstrzykiwanie botoksu, który daje największą pewność, że na ślubnych zdjęciach ich cera będzie naprawdę gładka.

Twarz to jednak nie wszystko. Dużo bardziej stresujące bywa doprowadzenie ciała do pożądanego rozmiaru. Tym bardziej, że suknie ślubne potrafią bezlitośnie obnażyć wszelkie niedoskonałości figury. Gdy podczas pierwszej przymiarki okazuje się, że wymarzona kreacja jest ciut za ciasna, przyszła panna młoda może dostać ataku histerii. I raz po wyjściu z salonu krawieckiego przejść na bardzo restrykcyjną dietę.

Jak podaje "You & Your Wedding” - jeden z największych magazynów ślubnych - ponad 90 procent zaręczonych kobiet chce przed ceremonią sporo schudnąć. I nie przebierają w metodach. Stosują lewatywy, prowokują wymioty lub ograniczają liczbę spożywanych kalorii do 500 dziennie. A takie sposoby fatalnie odbijają się na kondycji organizmu i mogą prowadzić do poważnych chorób.

Dla wszystkich panien młodych, które za bardzo biorą sobie do serca przedślubne przygotowania, przestrogą niech będzie historia 22-letniej Charlotte Buckley. Dziewczyna zwierzyła się gazecie "Daily Mail”, że jej obsesja na punkcie ślubu wpędziła ją w anoreksję. A wszystko dlatego, że chciała zmieścić się w o dwa rozmiary mniejszą kreację. By osiągnąć cel, zaczęła się głodzić. Na śniadanie jadła trzy łyżeczki musli, na obiad dwa suchary i jabłko, a na kolację czekoladowego batonika. Przez kilka miesięcy spożywała jedynie 500 kalorii dziennie. Dopiero podczas ceremonii zrozumiała, że to jak wygląda wcale nie jest ważne. Dużo bardziej istotne było to, że brała ślub z człowiekiem, którego kocha.

Niestety, zaraz po miesiącu miodowym okazało się, że dla Charlotte wciąż najważniejsza jest dieta. Jej małżeństwo zaczęła się psuć i w końcu dziewczyna wylądowała w szpitalu. Jak powiedzieli gazecie jej lekarze, to nie jedyna ofiara przedślubnej anoreksji. Choroba wykańcza nie tylko organizm, ale również małżeństwo. Problemy z odżywianiem często okazują zbyt ciężką próbą dla wielu związków. Charlotte jest już po rozwodzie