Rodzina kluczem do niezależności kobiety
Dyskryminacja staje się obiektem powszechnego zainteresowania najczęściej dopiero wtedy, kiedy przyjmuje naprawdę drastyczne formy - takie jak słynna polska polityczna seksafera. Kiedy widzimy takie ekstrema, wtedy staje się jasne, że są one powiązane z często niedostrzeganymi łagodniejszymi formami dyskryminacji. Nie chodzi zatem wyłącznie o piętnowanie najbardziej wyraźnych form dyskryminacji, ale o dyskutowanie na temat ich źródeł. Temu też służyła moja wizyta w Polsce. Chcę pokazać Polkom, że kobieta może zachować odrębność także w dość tradycyjnym kraju. Kluczem do kobiecej niezależności może zaś być rodzina. Coś na ten temat wiem.
Sama pochodzę z rodziny, w której typowy podział ról na kobiece i męskie tak naprawdę nie istniał. Sama więc nigdy nie spotykałam się ze szczególnymi trudnościami, które wynikałyby z faktu, że jestem kobietą. Jako dziecko nigdy tak naprawdę nie zwracałam uwagi na to, że jestem dziewczynką i z tego powodu czegoś mi nie wolno. Nie byłam dyskryminowana i mam poczucie, że potrafię zachować równorzędną pozycję wobec mężczyzn. Także wobec mojego męża. Na kolejnych stanowiskach, które piastowałam, odpowiedzialność była coraz większa, a mnie zależało również na tym, żeby z powodu pracy nie ucierpiała moja rodzina. Mam trójkę dzieci i wspaniałego męża, który dorastał w nowoczesnej - choć bardzo różnej od tej, w jakiej ja dorastałam - serbskiej rodzinie. Obojgu bardzo nam pomagało to, że w przypadku jakiegokolwiek konfliktu pomiędzy pracą a życiem osobistym powracaliśmy w rozmowach do najbardziej podstawowej kwestii - bycia uczciwym wobec siebie nawzajem. Mam wrażenie, że mój mąż włożył w naszą rodzinę jeszcze więcej niż ja. Wyjeżdżał razem ze mną, nawet jeśli praca czekała na drugim końcu świata. Dziś staram się korzystać ze swych rodzinnych doświadczeń, starając się walczyć z dyskryminacją kobiet w różnych częściach świata.
Zobaczyć w kobicie partnera
Polska także powinna już myśleć o kolejnym etapie walki z dyskryminacją - otwieraniu nowych możliwości, jakie rysują się przed mężczyznami. Kiedy rozważałam podjęcie pracy w UNDP, najważniejszym dla mnie pytaniem było, czy mój mąż będzie skłonny po raz kolejny się przeprowadzać. Po piętnastu latach wróciliśmy do Serbii i przez sześć lat, które tam spędziliśmy, naprawdę wrośliśmy w ten kraj. Byliśmy w domu i nie spieszyło nam się do wyjazdu. Ale z drugiej strony była to dla mnie fantastyczna możliwość rozwoju i wielkie wyzwanie. Powiedziałam: "Zrobisz to, co możesz. Jeśli uznasz, że nie możesz wyjechać, odrzucę tę propozycję. Jeśli ma Cię to unieszczęśliwiać, nie wyjedziemy z Serbii". Tak postawiłam sprawę, a mój mąż uznał moje racje. Bez niego moja kariera byłaby niemożliwa.
Dzieci bez specjalnego nadzoru
Związek, w którym obie strony widzą w partnerze człowieka, a nie tylko kobietę i mężczyznę z przypisanymi im rolami, to bowiem konieczny warunek każdego sukcesu. Drugą rzeczą, która bardzo nam pomogła, było nasze podejście do bycia rodzicem. Zawiera się ono w tym, że żaden z rodziców nie może poświęcać dziecku całego swojego czasu. Ale cały ten czas, który spędzaliśmy razem, staraliśmy się maksymalnie wykorzystywać. Przyznaję, że nasze życie rodzinne jest nieco chaotyczne. Bałagan, jaki panuje w domu, przyprawia mnie o czasem o przerażenie. Staramy się jednak podchodzić do tego z humorem. Często widzę ambitne kobiety, które starają się wszystko zrobić idealnie. A jest to po prostu niemożliwe. Dlatego w pewnych kwestiach można sobie odpuścić. Nie muszę codziennie sprawdzać moim dzieciom pracy domowej, żeby były szczęśliwe. Gdybym chciała bezustannie nadzorować moje dzieci, nie mogłabym wykonywać pracy, którą wykonuję. Poza tym gdyby najważniejszą dla mnie rzeczą był idealny ład i porządek, pewnie spędzane razem chwile nie sprawiałyby nam tak dużo radości. Ludzie nie powinni ani od innych, ani od siebie samych oczekiwać bycia ideałem. A zresztą idealny rodzic wcale nie musi wiedzieć wszystkiego o swoich dzieciach. Kiedy zdarzało mi się spędzać jakiś czas w domu - na przykład przez pół roku, które spędzałam po odejściu z jednej, a przed podjęciem innej pracy - po jakichś trzech miesiącach moje dzieci zaczynały pytać "Mamo, kiedy idziesz do pracy?".
I chyba o to właśnie chodzi.