Marta Jarosz: Od przedstawiciela medycznego do kierowcy Ubera? Jak wyglądała ta droga?

Iwona: Ponad rok temu uznałam, że kończę z korporacją. Wiedziałam, że to nie jest dla mnie i że nigdy do tego nie wrócę. Trochę minęłam się z powołaniem, bo nie do końca zgadzałam się z narzucanymi standardami, które były niezgodne z moimi poglądami. Stwierdziłam, że muszę znaleźć nowy pomysł na siebie. Wtedy trafiłam tutaj. W związku z tym, że mam prawo jazdy, lubię jeździć samochodem i przez całe życie zawodowe doceniałam kontakt z klientem, pomyślałam sobie, dlaczego nie spróbować? W tamtym czasie potrzebowałam chwili na poukładanie sobie wszystkiego w swoim życiu. Elastyczność pracy i możliwość pogodzenia tego z rolą matki zdecydowanie do mnie przemówiły. Wcześniej pracowałam znacznie więcej, teraz jest to głównie praca weekendowa, dorywcza.

Reklama

Od jak dawna Pani jeździ?

Już ponad rok i mam za sobą prawie 2000 kursów.

Nie czuje się Pani „zawodowo” zdegradowana?

To bardzo ciekawe pytanie. Zupełnie nie mam takiego poczucia. Sama podjęłam decyzję o zmianie pracy. Przed rezygnacją z życia korporacyjnego i przed podjęciem decyzji o byciu kierowcą zrobiłam sobie bardzo prosty rachunek: wypisałam na kartce plusy i minusy, a wynik był dla mnie bardzo jasny - zwyciężyła elastyczność. Dzięki temu moje dziecko nie musiało już siedzieć na świetlicy od 7.00 do 17.00. Sama decyduję o tym, kiedy pracuję i mogę sobie tak zorganizować czas, żeby spędzać jak najwięcej czasu z rodziną. Na pierwszym miejscu jest dla mnie dom i moja córka. Poza tym to dodatkowa praca, więc o degradacji nie można mówić.

Jakie były największe obawy związane z podjęciem takim przekwalifikowanie się?

Reklama

Naprawdę, nie miałam żadnych obaw. Kiedy doszło do mnie, że korporacja nie jest miejscem dla mnie i musiałam poszukać tego, co chciałabym w życiu robić, to okazało się dla mnie najlepszym rozwiązaniem. No i tak zostałam i jeżdżę do dzisiaj.

Reakcja najbliższych – wsparcie, odradzanie, jeszcze coś innego…?

Na początku oczywiście pojawiły się pewne obawy. Zarówno rodzice, jak i znajomi dopytywali, czy się nie boję, jak to działa itd. Teraz pytają raczej o to, jaki był ruch lub czy wiozłam akurat kogoś znanego (a to się czasami zdarza). Obecnie wielu moich znajomych korzysta z aplikacji. Nawet mojej mamie zdarza się jeździć jako pasażer.

Największe zalety i wady tej pracy?

Gdyby były wady, nie zdecydowałabym się na współpracę. Naprawdę nie widzę żadnych wad, nie mam się do czego przyczepić. Jest bezpiecznie, ponieważ zawsze wiem, kto wsiądzie do mojego samochodu. Nigdy nie trafiam na osoby problematyczne. Nie miałam też żadnych nieprzyjemnych sytuacji z taksówkarzami, choć prawda - staram się nie prowokować i unikać miejsc, w których mogłoby dojść do starcia.

Jak wygląda Pani „harmonogram pracy”?

Nie mam harmonogramu pracy. Wychodzę, jeżdżę, a później wracam do domu. Jedynymi "zasadami”, które sama sobie ustaliłam, są: jazda w ciągu dnia oraz w weekendy - to mój jedyny harmonogram. Czas, jaki poświęcam na jazdę, zależy głównie od ruchu - czasami jest tak, że nie mam chwili, by zrobić przerwę, a zdarza się również tak, że mam możliwość pójść na kawę czy obiad. Dzięki temu, że godziny pracy nie są narzucone z góry, mam możliwość decydowania o godzinach jeżdżenia według własnych preferencji i możliwości.

Przejmuje się Pani stereotypami na temat kobiet-kierowców?

Zupełnie nie. Mam też wrażenie, że te stereotypy powoli zanikają. Bywają takie sytuacje, że pasażer wsiada do samochodu i mówi "O, Jezu, pierwszy raz jadę z kobietą" lub kiedyś miałam taką sytuację, że mężczyzna wsiadł i powiedział "O Jezu! Pani!". Zapytałam go, czy boi się jechać, na co on odpowiedział, że oczywiście nie, że po prostu jedzie dzisiaj trzeci raz i za każdym razem z kobietą. Wiadomo, że czasem zdają się takie sytuacje, w których ktoś mówi "o, kobieta za kółkiem!", ale są to z reguły reakcje pozytywne. Zresztą każda osoba ma świadomość, z kim będzie jechać, dlatego że informacja o kierowcy wyświetla się w aplikacji. Gdyby komukolwiek to przeszkadzało, zawsze może anulować kurs.

Woli Pani jeździć z kobietami, czy z mężczyznami?

Nie ma to dla mnie zupełnie żadnego znaczenia. Jeśli ktoś jest miły i sympatyczny, płeć nie gra żadnej roli.

Czy zauważa Pani różnice w reakcjach jednych i drugich, kiedy podjeżdża Pani w „zamówione miejsce” i widzą kobietę za kółkiem samochodu?

Tak, jak mówiłam wcześniej, zdarza się, że ktoś zareaguje, natomiast są to w większości pozytywne komentarze. Wydaje mi się, że zawód kierowcy nie jest już tak silne związany z mężczyznami. Ostatnio jadąc autobusem, zauważyłam, że za kierownicą była kobieta. Co ciekawe, wysiadając na przystanku, zauważyłam, że kolejne dwa autobusy również były prowadzone przez kobiety. To bardzo pozytywne zjawisko.

A Pani ma jakieś własne przemyślenia i obserwacje na temat tego, jakimi kierowcami są kobiety, a jakimi faceci?

Wydaje mi się, że zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogą jeździć bardzo dobrze lub robić dziwne rzeczy za kółkiem. Jeśli jeździ się dużo, można zauważyć różne dziwne sytuacje drogowe.

Czy jest taka sytuacja, której boi się Pani w tej pracy – np. takie kursy, na widok których zapala się Pani czerwone światełko w głowie?

Jeszcze nie zdarzył mi się taki kurs, który spowodowałaby we mnie jakiś niepokój. Czasami zdarza się tak wtedy, kiedy do samochodu wchodzą dzieci, bo to bardzo duża odpowiedzialność. Z reguły jednak rodzice kontaktują się ze mną i wtedy wiem, że to dziecko nie jest pozostawione samo sobie i ktoś nad nim "czuwa".

Nieprzyjemne „starcia” z pasażerami?

Miałam jedną prawdziwie nieprzyjemną sytuację. Wiozłam młodą dziewczynę, która w dość wulgarny sposób obrażała nie mnie, a samą aplikację. Chodziło o to, że pinezka została źle podpięta, przez co czekała na mnie dalej od miejsca, do którego podjechałam. Kierowca podjeżdża tam, gdzie użytkownik zaznaczył miejsce odbioru. Kierowca nie ma możliwości zweryfikowania tego. Akurat w tym przypadku pinezka została źle podpięta. Finalnie sprawa skończyła się tak, że dziewczyna wysiadła na środku ulicy, zostawiając otwarte drzwi samochodu i odeszła. Nie lubię wulgaryzmów. Nie ma na to zgody, tym bardziej w sytuacji, kiedy wina w dużej mierze była po stronie pasażerki.

Co Panią najbardziej „kręci” w tej pracy?

Elastyczność i kontakt z ludźmi. Prawie 2000 kursów i tylko jedna prawdziwie nieprzyjemna sytuacja - to naprawdę jest kropla w morzu. Zwykle pasażerowie to ciekawi ludzie. Ta praca daje mi możliwość poznania wielu ludzi, posłuchania ich historii… Z reguły są to bardzo miłe rozmowy. Oczywiście zdarzają się osoby, które nie mają ochoty rozmawiać, bądź takie, które rozmawiają o pogodzie lub podczas przejazdu rozmawiają przez telefon… Nie zmienia to jednak faktu, że to naprawdę fajna praca.

Dlaczego Uber, a nie „legalna” taksówka…?

Przede wszystkim dlatego, że ta praca to pełna elastyczność, o czym już wspominałam wcześniej. Ponadto platforma daje mi poczucie bezpieczeństwa. To jest ogromna przewaga nad zwykłą taxi - gdybym jeździła tradycyjną taksówką, nie wiedziałabym, z kim będę jechać, a gdyby coś się wydarzyło, nie miałabym żadnej możliwości sprawdzenia tej osoby czy skontaktowania się z nią. To jest dla mnie najważniejsze.

Dziękuję za rozmowę.