A roboty zawsze jest dużo, bo nawet - a może szczególnie - ci, którzy korzystają z hoteli o wysokim standardzie, potrafią doprowadzić pokój do takiego stanu, że widząc go, człowiek mimowolnie zastanawia się, jak musi wyglądać dom takiego klienta, skoro pokój po krótkim tylko pobycie przypomina śmietnisko. O kulisach pracy pokojówki rozmawiam z Barbarą Ścisło, zastępcą kierownika ds. personelu sprzątającego w hotelu Słoneczny Zdrój w Busku-Zdroju.

Marta Jarosz: Pani zawód wielu ludziom kojarzy się z wyzywająco ubraną kobietą, obiektem pożądania mężczyzn, która jest w stanie zaspokoić ich najbardziej wyszukane marzenia, a swoją – jakby nie było – ciężką pracę wykonuje w taki sposób, że raczej uwodzi, niż wygląda na zmęczoną. Ile to ma wspólnego z rzeczywistością?

Reklama

Barbara Ścisło: Nic. Przecież żadna pokojówka nie pracuje w samonośnych pończochach i mini, w butach na wysokich obcasach i skąpym fartuszku nałożonym na nagie ciało. Ten stereotyp, o którym pani mówi, funkcjonuje, bo nieustannie jest wykorzystywany w filmach dla dorosłych, ale z prawdą nie ma nic wspólnego, choć nie mogę zaprzeczyć temu, że goście hotelowi dają się czasami ponieść fantazji i widzą w nas obiekt pożądania, mimo że mamy na sobie uniformy złożone z czarnych getrów i koszulki z nałożonym na to fartuchem, który krojem przypomina marynarkę z krótkim rękawem. Zdecydowanie nie epatujemy seksem, ale mężczyznom to nie przeszkadza w podejmowaniu starań o nasze względy...

Brzmi ciekawie, opowie Pani jakąś historię z erotycznym podtekstem?

Jakiś czas temu dostałam telefon z recepcji. Poinformowano mnie, że gość prosi o podanie dodatkowego ręcznika do pokoju. Sama akurat nie mogłam do niego pójść i zleciłam to koleżance. Kiedy wróciła, opowiedziała, że facet przywitał ją w ręczniku owiniętym wokół bioder i robił wszystko, żeby weszła do pokoju. Zaczął od pytania, czy mamy gąbki i czy mogłaby mu ją przynieść. Kiedy usłyszał, że nie, poskarżył się, że nie potrafi sobie dobrze sam umyć pleców i zapytał, czy by mu pomogła. Był dość natarczywy, a ona nie mogła być niemiła, więc odpowiadała najdelikatniej, jak umiała, i wycofywała się spod drzwi. Takie sytuacje się zdarzają.

Reklama
Reklama

W takiej sytuacji nie mogła być niemiła?!

Oczywiście, że nie. Naszym obowiązkiem jest uśmiechanie się do gości bez względu na wszystko, ale jeśli już nie dajemy rady tego uśmiechu wykrzesać, to mamy przynajmniej zachować spokój.

A są takie sytuacje, w których naprawdę chciałaby Pani dogryźć gościowi? W których źle Pani o nim myśli?

Tak. Kiedy wchodzę do pokoju, a podłoga w nim wygląda jak wysypisko śmieci, trudno powstrzymać się od mało przyjemnych myśli o człowieku, który doprowadził pomieszczenie do takiego stanu. Zawsze wtedy zastanawiam się, jak wygląda jego dom. Szczególnie, jeśli to gość obiektu o wysokim standardzie, który dużo zapłacił za to, żeby spędzić tu czas. Z jednej strony nie mieści mi się w głowie, że wnętrza, w których przybywa na co dzień, wyglądają tak jak to, co zostawia u nas. Z drugiej zaś – nie mogę pojąć, co się z nim dzieje, skoro – jak myślę – żyje w innych warunkach, a tutaj zapomina o wszelkich normach.

Naprawdę tacy goście zdarzają się w czterogwiazdkowych hotelach? Byłabym skłonna myśleć raczej, że będą oni bywalcami obiektów o niższym standardzie…

Tacy goście zdarzają się wszędzie – niezależnie od standardu obiektu. Pięć lat pracowałam w zawodzie w Londynie. Na początku sprzątałam prywatne mieszkania, puby, później zatrudniłam się w hotelu. Nie był on w żaden sposób skategoryzowany, ot, taki zwykły hotel, jakich wiele. Ludzie zatrzymywali się w nim na chwilę, czasami na dłużej. Byli z całego świata. Nie brakowało również Polaków. To przykre i może nawet nie powinnam tego mówić, ale to właśnie moi rodacy częściej niż inni klienci robili najgorszy bałagan w pokojach. W każdym razie: to, jak człowiek zachowuje się w hotelu, na pewno nie zależy tylko od zasobności jego portfela.

Co takiego zastaje Pani w tych pokojach, że zaczyna źle myśleć o gościach?

Przede wszystkim te porozrzucane wszędzie śmieci: puszki, papiery, opakowania od kosmetyków, resztki jedzenia. Zdarzają się oczywiście wymiociny. Poza tym goście niszczą wyposażenie pokoju. Z ciekawostek: pamiętam telewizor podpalony świeczką, połamany stolik.

Jeśli wchodzi Pani do pokoju i widzi, że jest on w opłakanym stanie, a gość jeszcze go zamieszkuje, może mu Pani zwrócić uwagę? Poprosić, żeby nie śmiecił?

Nie. Nawet nie zgłaszamy tego do recepcji. Sprzątanie to moja praca. Nieważne, jak brudno jest, ja mam zrobić tak, żeby było czysto. Interweniujemy wtedy, gdy dochodzi do zniszczeń, ale nawet w takiej sytuacji nie mam informacji o tym, czy gość został obciążony kosztami napraw.

Czy ma Pani takie wspomnienie z pracy, które chciałaby wymazać z pamięci?

Ludzie często bywają niegrzeczni i to jest bardzo przykre. Zgodnie z regulaminem mam prawo wejść do pokoju, kiedy wykonywany jest tak zwany serwis, jeśli nie ma w nim gościa. Jeśli jest, może sobie nie życzyć, żebym sprzątała. Zdarza się jednak, że ludzie są w pokoju i nie słyszą, kiedy pukam, a gdy wchodzę, bo myślę, że w środku nikogo nie ma, są bardzo agresywni. Padają wulgarne słowa, obelgi. To ciemna strona tej pracy, do której trzeba się przyzwyczaić. Bardzo przykre jest też jednak coś innego: sytuacja, gdy mijam na korytarzu kobietę z dzieckiem, a ona z pogardą patrzy na mnie i mówi do córki „jak nie będziesz się uczyć, to będziesz jak ta pani”…

Kelner, któremu gość tak zalazłby za skórę, pewnie spróbowałby uprzykrzyć mu życie… Pokojówka też może mieć taką pokusę? Mogłaby coś takiego zrobić?

Nie. Wyjątkowo złośliwy kelner mógłby dosypać coś do talerza albo w jeszcze gorszy sposób zepsuć smak dania. Ja nie mam takich „narzędzi”. Woda, którą wstawiam do pokoju, jest w zamkniętych butelkach, a przekąski z minibaru są fabrycznie zapakowane (śmiech). Do kuchni też nie pójdę, żeby naskarżyć na pana X lub Y i poprosić o zrobienie mu czegoś niemiłego. Nawet sobie nie wyobrażam, że mogłabym zrobić coś takiego.

Z tego wszystkiego, co dotychczas Pani powiedziała, wyłania się raczej bardzo mało atrakcyjny obraz pracy, którą Pani wykonuje… Są w ogóle jakieś jasne jej strony?

Ci uciążliwi goście to mniejszość, ale mówię o nich, bo to ich szczególnie dobrze się pamięta. Przejawów sympatii ze strony klientów też jest bardzo wiele. Za każdym razem, gdy ktoś się uśmiechnie, doceni moją pracę, bardzo się cieszę. Do dziś wspominam na przykład panią, która, gdy przyszłam do jej pokoju na serwis w niedzielę i chciałam odkurzyć, powiedziała „absolutnie nie, pani też powinna mieć wolne”. To było bardzo miłe. Mam też ogromną frajdę z tego, że w takim hotelu jak ten spotykam wielu znanych ludzi. Gdzie indziej miałabym okazję zobaczyć twarze znane z telewizji czy gazet na żywo. To jest bonus!

Obali Pani, czy potwierdzi mit o tym, że ludzie zostawiają w hotelach ogromnie dużo przedziwnych rzeczy?

Zostawiają na pewno, ale głównie elementy garderoby. Całkiem niedawno zdarzyło się, że mężczyzna zostawił wibrator i kiedy zorientował się, że go nie ma, dzwonił do recepcji z prośbą o przechowanie do czasu, gdy przyjedzie go odebrać. Oczywiście spełniliśmy jego prośbę – zguba czekała na swego pana. Innym razem z kolei wykonując serwis, znalazłam w poduszce bardzo gruby plik banknotów. Pani, która zajmowała pokój, akurat w nim nie było, więc odnaleźliśmy ją na terenie obiektu, wezwaliśmy i w obecności dwóch koleżanek poprosiłam, aby pani potwierdziła, że ma tyle pieniążków, ile powinna. Przy okazji przekonałyśmy ją do bardziej bezpiecznego przechowania gotówki. Okazało się, że bała się skorzystać z sejfu, który był w pokoju, bo miała kłopoty z pamięcią i obawiała się, że zapomni kodu. Nie chciała ryzykować, że zrobi komukolwiek problem, więc nawet, gdy usłyszała, że w razie potrzeby my mamy kod otwierający sejf, nie zdecydowała się na użycie schowka. W końcu jednak oddała pieniądze na recepcję.

Ile zajmuje Pani posprzątanie pokoju po tym, jak gość już go opuści?

Od około pół godziny, gdy nie jest bardzo zabrudzony, do czterdziestu i więcej minut, gdy „dużo się tam działo”.

Jest coś takiego w tej pracy, czego szczególnie Pani nie lubi, co chętnie oddałaby Pani koleżance, gdyby była taka możliwość?

Raczej nie ma nic takiego, choć gdybym mogła wybierać, na pewno wolałabym sprzątać łazienkę, niż pokój…

Żartuje Pani! Dlaczego? To chyba ostatnia odpowiedź, jakiej się spodziewałam…

Łazienka ma mniejszą powierzchnię. Szybciej się ją ogarnia. Jest mniej rzeczy do uzupełnienia - kubki na szczotki, czepki jednorazowe, płyn w pojemniku z mydłem i to wszystko. W pokoju nie dość, że trzeba odkurzyć, zmienić pościel i wszystko poustawiać, to jeszcze zabiera się brudne szklanki, dostawia wodę, przekąski, torebki z herbatą i tak dalej.

Domyślam się, że w hotelu o wyższym standardzie pracuje się lżej - mam rację?

Nie powiedziałabym tak. Praca jest tu cięższa, bo do każdego szczegółu przywiązuje się wagę. W hotelu, w którym pracowałam w Londynie, nie było na przykład pryszniców, tylko wanny z zasłonami, które kiedy się zabrudziły, po prostu ściągało się i oddawało do prania. Przy wielu szklanych elementach w łazience, które są standardem w dobrych obiektach, trzeba się napracować, żeby nigdzie nie było ani jednej kropki czy zacieku.

Przenosi Pani nawyki z pracy do domu, czy może było odwrotnie: zanim została Pani pokojową, pedanteria już dawała o sobie znać…?

Zdecydowanie to pierwsze! Kiedyś nie znosiłam zmieniać w domu pościeli - teraz robię to w kilka minut. Kiedy widzę drobny paproch w domu, zaraz włączam odkurzacz, bo w pracy tak się robi. Okna w domu muszą lśnić, a lustra błyszczeć, bo w pracy - jako zastępca kierownika ds. personelu sprzątającego - na takie rzeczy zwracam uwagę koleżankom.

Wspomniała Pani o kobiecie, która wskazała Panią jako „antyprzykład” dla dziecka. Jakie jest Pani podejście do tej pracy, skoro wie Pani, że ludzie tak krytycznie ją oceniają?

Żadna praca nie hańbi, a już na pewno nie moja. Nie robię nic gorszącego. Przeciwnie: to od nas, pokojówek, w dużym stopniu zależy komfort gości hotelu. Szkoda, że czasami niektórzy z nich zupełnie o tym nie pamiętają.

Dziękuję za rozmowę i życzę tylko nieuciążliwych gości.