– Jeszcze przez trzy dni po ślubie i weselu płakałam, bo wszystko mnie rozczulało. Jestem na haju cały czas, mimo że od ślubu minęły już trzy tygodnie. Czuję się wspaniale jako żona i zdecydowanie uważam, że stan małżeński to stan podekscytowania i znarkotyzowania – wyznała Katarzyna Burzyńska w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Lifestyle.
Ślub zmienił priorytety w życiu dziennikarki, a także miał wpływ na jej uczucia do partnera.
– Ci wszyscy, którzy mówią, że po ślubie nic się nie zmienia, są w błędzie. Mam taką teorię, że nie brali nigdy ślubu i nie wiedzą, o czym mówią. Jak ja obudziłam się dzień po, to miałam uczucie takiego jeszcze większego ataku miłości. Na poziomie emocjonalnym to jest przeżycie nie do opisania. Myślałam, że panuję nad swoimi emocjami zawsze i wszędzie, a teraz już wiem, że nie. Teraz praca i obowiązki są obok, a rzeczywistość to jest to, co mam tu – mówi Katarzyna Burzyńska.
Sama ceremonia nie była dla gwiazdy stresująca, bo obmyślała ją już jako mała dziewczynka
– Nie było stresu, bo do tej uroczystości przygotowywałam się, jeszcze będąc małą dziewczynką, kombinując, kto na tym ślubie powinien być, jak ja powinnam wyglądać i co powinno się dziać, więc nic mnie nie zaskoczyło. Były za to straszne emocje, takie nie do powstrzymania. Było mnóstwo wzruszenia – wspomina Katarzyna Burzyńska.
Ślub dziennikarki z Łukaszem Sychowiczem odbył się 6 czerwca w warszawskim kościele przy pl. Zbawiciela. Gwiazda miała na sobie sukienkę projektu Zuo Corp. Wybrała tę markę, bo od lat przyjaźni się z Bartkiem Michalcem i bardzo ceni jego pracę.
– On jest bardzo utalentowany, z ogromną wyobraźnią i kreatywnością, więc od zawsze wiedziałam, że to on będzie projektował tę suknię. Postawiliśmy na klasyczne rozwiązanie, trochę wbrew Bartkowi, który chciał szaleć. Stwierdziliśmy jednak, że to panna młoda powinna być ozdobą sukni, a nie odwrotnie. Chciałam wyglądać monumentalnie, posągowo, klasycznie i chyba się udało – mówi Katarzyna Burzyńska.