Zaczyna panować przekonanie, że człowiek zdrowy powinien być szczęśliwy, radość i szczęście to optymalny stan człowieka, a każde odstępstwo od tej "normy" uważane jest za problem, który jak najszybciej trzeba naprawić. W efekcie zapewne wiele kobiet wyrzuca sobie: "Dlaczego nie potrafię być szczęśliwa?", "Czy coś jest ze mną nie tak?". "Depresja" - stawiają sobie diagnozę. I biegną do apteki po odpowiedni specyfik.

Reklama

SMUTEK JAK CHOROBA

Depresja to poważna choroba. Ale są też stany obniżonego nastroju. Całkiem naturalne i uzasadnione w sytuacji, gdy nie wiedzie ci się w pracy, za oknem szaruga, a ty wiecznie chodzisz zmęczona. My jednak zapominamy, jak naturalny jest smutek i przyklejamy mu łatkę z nazwą choroby. "W ostatnich latach obserwujemy zanikanie posługiwania się przez ludzi takimi określeniami jak >smutek<, >przygnębienie<, >rozpacz< itp. - wszyscy teraz mówią, że mają depresję" - mówi psycholog prof. Jerzy Mellibruda ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.

Psycholog postuluje, by nie mylić tych dwóch pojęć i pamiętać, że w wielu sytuacjach smutek jest uzasadniony. "Depresja jednak to nie jest nazwa stanu emocjonalnego, tylko nazwa zaburzenia chorobowego. Jest oczywiście sporo osób, u których ta choroba występuje i całymi latami zatruwa ich życie.

Należy jednak pamiętać, że smutek i przygnębienie to naturalne ludzkie reakcje emocjonalne na różne sytuacje życiowe zawiązane ze stratami osobistymi, z rozczarowaniami, porażkami, z zawiedzionymi nadziejami itd. W wielu przypadkach smutne i przygnębiające ślady takich sytuacji utrzymują się bardzo długo w psychice mimo upływu czasu"

SZCZĘŚCIE JAK Z ŻURNALA

A jednak takie minorowe nastroje zupełnie nie przystają do lansowanego obecnie obrazu roześmianego Kowalskiego pod rękę z Kowalską i tłumem małych Kowalątek. Każdy, kto nie przystaje do tego wizerunku, może czuć się dziwnie... "Nie prowadzono rozległych i wnikliwych badań, ale rzeczywiście wydaje się, że nieco obniża się poziom tolerancji na przeżywanie uczuć takich jak smutek, przygnębienie itp. Ludzie są współcześnie mniej gotowi, by traktować te uczucia jako naturalne aspekty własnej egzystencji - wizja normalności zdrowego życia coraz bardziej kojarzy się z trwałym i rozległym dobrostanem" - mówi ekspert.



Jak twierdzi prof. Mellibruda, coraz częściej sięgamy po łatwo dostępne i chemiczne "narzędzia dobrostanu" - antydepresanty. Taka moda na depresję jego zdaniem w dużej mierze wynika ze starannie zaplanowanych akcji marketingowych firm farmaceutycznych produkujących środki antydepresyjne. Jednak szczęścia nie da się kupić w pigułce ani odnaleźć na dnie kieliszka. Już prędzej w gabinecie terapeuty. Prof. Mellibruda przytacza badania, z których wynika, że w przypadku osób depresyjnych lepiej i dłużej niż pigułki częścia działa psychoterapia. A zwykły smutek? Najlepiej go polubić...