Przez wielu Amerykanów 44-letnia prawniczka z wykształcenia jest postrzegana jako kobieta niemiła, na dodatek pozbawiona uczuć patriotycznych. Obóz Republikanów często wypomina jej słowa, w których wyznała, że "po raz pierwszy w dorosłym życiu poczuła się dumna ze swojego kraju". W Stanach krąży też plotka, jakoby zwolennicy Johna McCaina byli w posiadaniu taśmy, na której Michelle Obama pogardliwie określa białych mieszkańców kraju "białasami".

Reklama

W ramach budowania nowego, łagodniejszego oblicza Michelle Obamy sztab wyborczy jej męża namówił ją do poprowadzenia kobiecego talk-show "The View" w telewizji ABC. "Atakowanie rodziny w czasie kampanii prezydenckiej nie jest niczym nowym w Stanach Zjednoczonych. Nic zatem dziwnego, że sztab Obamy, uprzedzając ewentualną negatywną kampanię, stara się przedstawić Michelle w jak najlepszym świetle" - mówi DZIENNIKOWI Paul Abramson, politolog z Michigan State University.

Sama Michelle Obama zdradziła jednak, że wcale nie marzy o roli pierwszej damy. "Im częściej ludzie spekulują na temat mojej roli w kampanii wyborczej, tym większą mam ochotę posiedzieć w domu i opiekować się dziećmi" - powiedziała w trakcie programu. Następnie wyznała, że ceni sobie zwłaszcza luźną garderobę, ponieważ tym, czego najbardziej nie znosi, są… obcisłe ubrania. Zaskoczyła także opowieścią o swoich relacjach z obecną pierwszą damą Ameryki Laurą Bush. "W zeszłym tygodniu powiedziała mi, żebym zwracała wyjątkową uwagę na to, co mówię. Sprawiedliwe i spokojne podejście do ludzi - to jest właśnie to, co w niej lubię" - przyznała. Mimo że walka o ocieplenie jej wizerunku dopiero się zaczęła, Michelle już teraz wcale nie stoi na straconej pozycji.

Według ostatnich sondaży, 48 proc. Amerykanów to ją chętniej widziałoby w Białym Domu, podczas gdy Cindy McCain może liczyć jedynie na 39 proc. poparcia.