Na własne życzenie opuszcza Pani renomowany Teatr Kwadrat, by do niego potem wrócić, rezygnuje ze "Złotopolskich”, a dla aktora praca w serialu to finansowa stabilizacja. Ma Pani taką fantazję czy po prostu szybko się nudzi?

Męczę się rutyną. Raz odchodzę z teatru, raz wracam. Wróciłam na określoną rolę, a że w "Perfect day” (przedstawienie w Teatrze Kwadrat - przyp. red.) nie mogłam zagrać gościnnie, więc zostałam na etat. W tej chwili czuję się bardziej swobodna w dysponowaniu swoją osobą. Wycofałam się ze wszystkich seriali - w ubiegłym roku pracowałam w sześciu, zmęczyłam się. Poza tym propozycje pracy w serialu to dla mnie za mało.

Lubi Pani eksperymentować, czasami szokować, nie iść utartą ścieżką?

To mój wybór, a nie wyrachowanie. Czy był słuszny, czas pokaże. Nie zamierzam przenieść się do Hollywood! Zrobienie jakiegoś kroku do przodu ma zawsze pozytywne strony. Choć sama pozbawiłam się stałego źródła dochodu.

W przeciwieństwie do zawodowych metamorfoz, w życiu osobistym panuje u Pani constans...

Zmiany są na polu zawodowym, poza nim trwam w stałym związku małżeńskim. Czytelnicy nie przeczytają o skandalach z moim udziałem.

To fakt, nie jest Pani bohaterką artykułów w kolorowych gazetach, paparazzi Pani nie śledzą...

Sugeruje pani, że może coś mam na boku, tylko mnie nie przyłapali?! No i chwała Bogu!

Znakomita aktorka, atrakcyjna kobieta otoczona wianuszkiem najprzystojniejszych amantów - i nic?

W "Perfect day" gram z Pawłem Małaszyńskim. Jest kolegą z pracy, tak go traktuję. Może pojawiło się jakieś podejrzenie, że to romans, ale tak nie jest. Mogłaby być to fajna sprawa dla mediów, byłoby o czym pisać. Zastąpiłabym Małgosię Foremniak.

Nie zatańczy Pani w "Tańcu z gwiazdami”? Stać Panią przecież na różne szaleństwa...

Nie sądzę, żeby mi to dodało estymy i wzmocniło moją pozycję zawodową. Myślę, że dałabym sobie radę, mam kondycję, tańczyłam, uprawiałam gimnastykę artystyczną, ale wiem, że moi koledzy przechodzą tam katorgę. Ja przerzuciłam się na nordic walking, to nie grozi kontuzją, a poprawia aparat ruchu, stabilizuje kręgosłup.

Od paru lat żyje Pani jak żona marynarza - Pani w Warszawie, mąż w Gdyni. To dobre rozwiązanie na dłuższą metę?

Niejedna by tak chciała! Choć żony marynarzy może mniej, bo ich życie na czym innym polega. Wiem, bo w moim najbliższym otoczeniu w Gdyni mam trzy żony marynarzy. Ale dla mnie taki układ jest znakomity. Jesteśmy z mężem razem od ponad 20 lat. Małżeństwa z tak długim stażem to rzadkość nie tylko w Pani środowisku.

Co on ma takiego, że wciąż jest dla Pani atrakcyjny?

Ma poczucie odpowiedzialności. Mieszkamy osobno, ale mamy do siebie zaufanie. Spotykamy się jak narzeczeni. Jeżeli ktoś jest dla kogoś odpowiedni, to nawet gdyby się źle działo, można na sobie polegać. To jest fantastyczne na stare lata tak ułożyć sobie życie, że nie trzeba codziennie prać skarpetek!

No i utrzymać świeżość i temperaturę związku, bo codzienność i rutyna je zabijają?

Mówię z przymrużeniem oka, że to jest fajne. Ale na dłuższą metę może nie zdać egzaminu. Niewykluczone, że pomyślę o zmianach, które będą dotyczyły także mojego życia rodzinnego, a nie tylko zawodowego...

Brzmi to bardzo tajemniczo...

Myślę o zmianie mieszkania. Może wrócę do męża do Gdyni albo on przeniesie się do Warszawy. Nie mam na myśli przerzucenia się z mojego męża na dwudziestolatka!

A gdyby się Pani zakochała?


Może się tak zdarzyć. Jak się zdarzy, to od razu panią powiadomię (śmiech).

Czy mąż nie jest o Panią zazdrosny? Może głupio to zabrzmiało...

Bardzo głupio. Ale mąż jest zazdrosny. Nie okazuje jednak tego w taki sposób, że gdy w moim otoczeniu pojawia się mężczyzna, to od razu uznaje go za źródło zagrożenia. Chociaż czasami chciałabym, żeby komuś przywalił z pięści, żeby się pobił o mnie...

W Perfect day” gra Pani 40-letnią kobietę, która bardzo dramatycznie odczuwa bezlitośnie tykający zegar biologiczny. Jak sobie Pani radzi z upływającym czasem? Bierze Pani pod uwagę ingerencję skalpelem?

Absolutnie nie. Kiedyś miałam takie zdarzenie: na moim spektaklu była pani chirurg, która bardzo uważnie mi się przyglądała. Myślę, że to rodzaj zboczenia zawodowego. Grałam osobę młodszą, niż jestem, i ta pani dała mi do zrozumienia, że nie jest za dobrze! Wręczyła mi swoją wizytówkę, jestem więc zabezpieczona. A całkiem serio, myślę, że jeżeli komuś jest to potrzebne i czuje, że musi wyglądać super, nie mieć ani jednej zmarszczki ani wiszącego podbródka, to czemu nie!

Co zatem jest tajemnicą Pani świeżego wyglądu, poza opalenizną przywiezioną z wakacji w Grecji?

Myślę, i to nie jest żadne odkrycie, że jak kobieta ma świadomość, iż dobrze wygląda, a przy tym jest spełniona zawodowo i rodzinnie, to czuje się lepiej. Teraz kobiety dbające o siebie, dłużej mogą być młode. Nie chodzi o to, by codziennie chodzić do kosmetyczki. Młodość wypływa z wewnątrz. Starzeją się ci, którzy stoją w miejscu, nie są ciekawi nowych odkryć, doświadczeń, choćby miało się z tym wiązać ryzyko. Taką ciekawość mają młodzi ludzie. Moja córka Małgosia studiuje anglistykę, wyjeżdża na stypendium do Szwecji. Może uczyć się, pracować, założyć własny biznes, przekraczać granice.

Nie jest Pani dla swojej córki taką matką Polką, jaką gra w „Magdzie M.”?

Co to pierogi córce zawoziła? Do takiej perfidii nie doszłam. Zresztą, moja córka świetnie gotuje. Ja zepsuję nawet najprostszą potrawę, czegoś dodam za dużo, czegoś za mało, to smak się zmieni, to kolor. Nawet dzisiaj o tym rozmawiałyśmy, poradziła mi, żebym skupiła się na tym, co robię dobrze. To było pochlebne, a z drugiej strony straszne, że Małgosia i mąż wykluczają mnie z przyziemnych spraw.

Dzięki temu może Pani rozwijać skrzydła...

Zawsze jest tak, że do końca nie dolecisz tam, dokąd byś pewnie chciała. Ale to jeszcze nie czas na podsumowanie życia. Nie czuję się specjalnie pokrzywdzona przez los ani jakoś naznaczona. Dorobiłam się filozofii, że fajnie jest cieszyć się każdym dniem, takim, jaki jest, nawet wtedy gdy pada deszcz.




























































Reklama

Na ekranie zadebiutowała w 1985 r. rolą Kwiryny w ekranizacji powieści Poli Gojawiczyńskiej "{Dziewczęta z Nowolipek” w reżyserii Barbary Sass. Stworzyła przekonującą postać dziewczyny potrafiącej walczyć o swój byt. W filmie "Kogel-mogel” jako rozhisteryzowana pani Wolańska podejrzewa swego męża o zdradę... W serialu "Prawo miasta” wcieliła się w postać Jagi, matki głównej bohaterki, która próbuje wyjaśnić tajemniczą śmierć ojca. W serialu "Złotopolscy” zagrała Ilonę, pierwszą żonę Wieśka Gabriela, bogatą bizneswoman. Jako mama tytułowej bohaterki serialu "Magda M.” na nowo układa sobie życie i martwi się, że córka jest sama...