Ty wybrałaś jego, a on wybrał ciebie. Była miłość, ślub i "razem na dobre i na złe". Na początku wasze życie przypominało raj na ziemi, aż do wizyty teściowej. Ukochana mamusia mężczyzny twojego życia pewnego dnia przyszła was odwiedzić. Niezapowiedziana, bo akurat przechodziła obok i pomyślała, że zrobi wam niespodziankę. Zrobiła. Wpadła do waszego gniazdka jak tornado. Twojemu ukochanemu, a właściwie waszemu ukochanemu: "Nie wiem, czy wiesz, ale Bąbelek jest moim najukochańszym dzieckiem", przyniosła jego ulubione pierogi: "Bąbelek najbardziej lubi moje pierożki", i z miną Sherlocka Holmesa rozpoczęła inspekcję.
Nic nie uszło uwadze jej czujnego wzroku. Bez skrępowania przejechała palcem po waszych meblach: "Chyba skarbie zdajesz sobie sprawę, że Bąbelek ma alergię na kurz i roztocza". Zajrzała nawet do kosza na brudną bieliznę: "W jakim proszku pierzesz rzeczy Bąbelka?". Krytycznym spojrzeniem obrzuciła zawartość waszej lodówki. Zajrzała do garnka z zupą: "Co tak dziwnie pachnie?" i rozsiadła się w twoim fotelu, wzdychając: "Widzę, że muszę was częściej odwiedzać, bo sami sobie nie poradzicie". A co na to Bąbelek?
czytaj dalej
Najpierw jak cień skrywał się za plecami mamusi, nie zauważył biedaczek twojego rozpaczliwego wzroku, a kiedy atmosfera w waszym gniazdku zbliżyła się do temperatury wrzenia, właśnie przypomniał sobie, że musi wyjść w sprawie niecierpiącej zwłoki. Kiedy ukochana teściowa wreszcie zdecydowała się opuścić wasze mieszkanie, bo: "Coś kochanie nie najlepiej wyglądasz, mam nadzieję, że to nie ciąża", omal nie padłaś z wrażenia. Na poprawę humoru postanowiłaś odwiedzić swoich rodziców. W końcu byłaś ich ukochaną córeczką.
Mama bardzo się ucieszyła, ty popłakałaś się ze wzruszenia. Nie chciałaś opowiadać jej o swoich problemach, pocieszałaś się, że na szczęście to nie z teściową umówiłaś się na wspólne życie. Postanowiłaś zafundować sobie sentymentalny powrót do przeszłości i wymknąć się do swego dziecięcego pokoju. Ale okazało się, że on już nie istnieje. Rodzice zupełnie poważnie potraktowali twoją wyprowadzkę. Twoje łóżko odziedziczyła w spadku córka sąsiadki. Plakaty, wycinki z gazet i różne, zdaniem rodziców, niepotrzebne drobiazgi wylądowały w śmietniku. Książki, płyty i maskotki tata wyniósł do piwnicy, a ubrania, których nie zdążyłaś jeszcze zabrać, czekały w walizce w przedpokoju. Jednym słowem - twój dziecięcy pokoik zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Poczułaś się wtedy taka samotna. Zrozumiałaś, że małżeństwo i całe to dorosłe życie, to nie jest rozrywka na chwilę.
czytaj dalej
Ale nie mogłaś pojąć, dlaczego rodzice, najbliżsi ci ludzie, tak szybko pozbyli się ciebie ze swojego życia. Było ci przykro, czułaś się urażona. Wieczorem wypłakiwałaś się w ramionach nowo nabytego męża. On był wyrozumiały i kochający, gładził cię po włosach i mówił: "Nie martw się skarbie, najważniejsze, że się kochamy". Wierzyłaś mu, bo czułaś dokładnie to samo. Zasypiając wtuleni w siebie, staliście się odtwórcami głównych ról w filmie: "Cienie i blaski małżeńskiego pożycia".
czytaj dalej
Pomidorowa, czyli podwójnie związani
Niepostrzeżenie zaczęliście realizować dwa podstawowe mity pary pod wspólnym dachem. Pierwszy z nich brzmi: "Jak kocha, to będzie czytał w moich myślach". Aby lepiej zobrazować przesłanie pierwszego mitu, posłużę się powszechnie znanym i trafnym dowcipem. Pewna pani na pierwszą randkę z ukochanym, specjalnie dla niego ugotowała zupę pomidorową. Gdy zjadł, zapytała: "Skarbie, smakuje ci moja zupka? (a w podtekście: Ugotowałam ją specjalnie dla ciebie, bo jesteś dla mnie ważny?)". Mężczyzna, który, wbrew pozorom, jak chce to potrafi czytać między wierszami, choć nie cierpiał pomidorowej, wylizał talerz do czysta, bo miał apetyt na wdzięczną kuchareczkę. Pobrali się i przez 20 lat wspólnego życia, ilekroć między nimi nie najlepiej się działo, żona (by odtworzyć sielankę z okresu zakochania) biegła do kuchni i gotowała pomidorową. W końcu biedak miał tego dosyć. Wniósł pozew o rozwód, a jako główny powód podał właśnie znienawidzoną zupę o wstrętnym smaku pomidorów. A morał z tego jest taki - największym zagrożeniem dla każdego związku są właśnie problemy komunikacyjne.
czytaj dalej
Gdyby ów nieszczęśnik znał się na psychologii, prawdopodobnie już podczas pierwszej randki zebrałby się na odwagę i powiedział: "Kochanie, jesteś dla mnie bardzo ważna, chciałbym się przy tobie zestarzeć. Doceniam twój miły gest, ale, wybacz, nienawidzę pomidorowej, za to ogórkową zrobiłabyś mi szaloną przyjemność". A ona, gdyby choć trochę liznęła psychologii, wcale by się na niego nie obraziła. Doceniłaby, że trafił jej się wyjątkowy mężczyzna.
Bo choć kochacie się, to prawdopodobnie żadne z was nie ma zdolności jasnowidzenia i czytania w myślach. Tymczasem dobra komunikacja to podstawa udanego związku. Ale nawet jeśli po okresie wielkiego zauroczenia, gdy spadną różowe okulary, nauczycie się mówić wprost o swoich odczuciach i oczekiwaniach, i tak możecie paść ofiarą kolejnego mitu małżeńskiej sielanki, pt.: "My jesteśmy wyjątkowi i nasza miłość jest wyjątkowa. Razem stworzymy raj na ziemi".
Otóż bycie z drugim człowiekiem to najprzyjemniejsze, ale też najtrudniejsze zadanie na świecie. Zamieszkanie pod wspólnym dachem to nie tylko spełnienie najskrytszych marzeń o namiętnym seksie przez 24 godziny na dobę, ale także mnóstwo pretensji, wzajemnych rozczarowań i kryzysów. Tak, kryzysów. Terapeuci rodzinni twierdzą nawet, że każdy związek rozwija się właśnie od kryzysu do kryzysu. Każda para na kuli ziemskiej przechodzi ten cykl, zwany cyklem życia rodziny. Jeśli związek jest naprawdę silny, a partnerzy zamiast ze sobą walczyć, chcą współpracować, z każdego kryzysu wychodzą silniejsi i bardziej zintegrowani. Oto naturalne kryzysy, których nie da się ominąć, ani zneutralizować, nawet najsilniejszą miłością.
czytaj dalej
Razem, ale jak?
Pierwszy etap wspólnego życia, który zwykle trwa około 2 lat, to tzw. kryzys ślubu, zwany też rytuałem przejścia. To etap, w którym macie czas na wzajemne "docieranie się". Główny cel tego etapu to wejście w nowe relacje (męża i żony), a także ustalenie granic - muru chroniącego związek. O tym, że para jeszcze się nie dotarła świadczyć może opisana na początku, niezapowiedziana wizyta teściowej. Z psychologicznego punktu widzenia takie odwiedziny, czyli nalot Najwyższej Izby Kontroli, to doskonały sprawdzian dla związku. W takiej chwili najważniejszy jest wspólny front działania. Jeśli jednogłośnie, delikatnie, ale stanowczo poprosicie, by mamusia w przyszłości uprzedzała o chęci złożenia wizyty i nie węszyła po domu bez pytania, wasz kryzys przejścia zmierza ku końcowi. Kolejnym ważnym momentem tego etapu jest podział obszarów odpowiedzialności, czyli dogadanie się w sprawie dzielenia domowych obowiązków oraz określenie tego, co lubicie razem robić (nie tylko w sypialni).
W ciągu tych pierwszych dwóch lat macie szansę na stworzenie wspólnego języka, zrozumiałego tylko dla was, w tym także intymnego. Ważne jest też znalezienie sposobów rozwiązywania pojawiających się konfliktów, dochodzenie do satysfakcjonujących obydwie strony rozwiązań w sprawach, w których macie odmienne zdanie, a także ustalenie granic pomiędzy wami. Jeśli obydwoje zrozumiecie, że bycie razem nie oznacza symbiozy - gdzie on, tam i ty - ale że każde z was powinno rozwijać się, by wnosić do związku nowe elementy, a wasi rodzice pojmą, że jesteście dorosłymi ludźmi, a nie ich małymi dziećmi, które postanowiły pobawić się w dom, bez żalu przełkniecie fakt, że wasze dziecięce pokoiki to już przebrzmiała bajka - pora starać się o dzidziusia.
czytaj dalej
Mamo, tato, będziemy mieć dziecko
Faza urodzenia się pierwszego, a potem kolejnego dziecka trwa około 6 lat. Za każdym razem okazuje się, że nawet jeśli ciąża była zaplanowana, przeżywacie rodzinne trzęsienie ziemi. Wszystkie wcześniejsze ustalenia biorą w łeb. Potrzebne są nowe reguły funkcjonowania pod wspólnym dachem. Ty ciągle karmisz, przewijasz, gotujesz zupki, spacerujesz, a on...
Ten etap doskonale ilustruje znany dowcip: "W sypialni udręczona żona i matka przechadza się z niemowlęciem przy piersi, a pan mąż siedzi przed telewizorem i mruczy pod nosem: "I tak wiem, że kogoś masz?". Etap ten jest poważnym sprawdzianem trwałości związku. Do podstawowych ról męża i żony dochodzą role mamy i taty, a także babć i dziadków. Jeśli jest między wami silna więź, dacie sobie radę. Jeśli wasza relacja była słaba albo oparta na błędnych przesłankach, np. wyłącznie na miłości i seksie, czyli głównie na emocjach, a zabrakło refleksji, w rezultacie czego niedostatecznie poznaliście się, weszliście w związek z nierealistycznymi oczekiwaniami, zlekceważyliście sygnały ostrzegawcze typu: "Nie jestem już jego królewną, a on nie jest jedynie moim rycerzem" - macie przechlapane. Wasz związek może tego nie przetrwać, ale nie z powodu dzieci. Pojawienie się potomstwa, w momencie kiedy para jest do tego nieprzygotowana, jest czynnikiem spustowym rozpadu związku. Dlatego, ilekroć twój ukochany pieszczotliwie zwróci się do ciebie: "Mamuśku, co dziś na obiadek?", równie pieszczotliwie, ale stanowczo, odpowiedz: "Kochanie, twoja mamusia mieszka na drugim końcu miasta, ja jestem twoją żoną".
czytaj dalej
Pisklęta nieśmiało wyglądają z gniazda
To etap trwający około 7 lat. Wasze dzieciaki wyruszają do przedszkola, a potem do szkoły. Moment ten to czas otwierania się bram zamkniętego systemu rodzinnego. Maluchy przynoszą do domu tzw. obce elementy: "A pani powiedziała, że...", wynoszą też z domu różne tajemnice: "Synek mówił, że podobno państwo się rozwodzicie, to prawda?". Rolą kryzysu pojawiającego się na tym etapie jest umiejętne otwarcie (ale nie rozwalanie na oścież) granic rodziny.
W rodzinach tzw. zamkniętych, np. takich, w których jeden z członków jest uzależniony albo jest jakaś tajemnica do ukrycia, dziecko nie ma prawa zapraszać kolegów do domu, także samo niechętnie jest puszczane do innych domów. Ma miejsce tzw. kitwaszenie się we własnym sosie, co nie jest zdrowe dla nikogo. Natomiast rodziny o zbyt otwartych granicach, typu "dom otwarty dla każdego", często wprowadzają chaos w rodzinne życie, a u dzieci mogą wywołać lęk.
Należy nauczyć dziecko, że świat jest bezpieczny, ale trzeba zachować ostrożność. Dotychczas światem waszych pociech była rodzina. Teraz muszą wyjść poza jej ramy, poznać inne wartości niż te obowiązujące w waszej rodzinie. Dlatego także wy, rodzice, musicie na tym etapie bardziej zwrócić się ku światu, ale też z większą refleksją traktować zjawiska, których nie akceptujecie. Ta faza to preludium do kolejnej, która wywróci wasze życie do góry nogami.
czytaj dalej
Pod wspólnym dachem z nastolatkiem
To jak życie z bombą pod poduszką. Etap trwa zwykle około 7 lat. Wasze dzieciaki eksperymentują ze światem, ile wlezie. Wy jesteście już trochę parą znudzoną rutyną codziennego życia. Ty myślisz o zmianie pracy, on o zmianie żony albo znalezieniu choć kilku chwil radości w objęciach kochanki. A pociechy nie pozwalają wam zająć się swoimi sprawami.
Najgorszy jest bunt dojrzewania. Pamiętaj, jeśli twoje dojrzewające dziecko buntuje się wyjątkowo silnie, to znak, że wy jako para macie nierozwiązane problemy. Zamiast wspierać się nawzajem, walczycie o to, kto jest bardziej wyrozumiałym rodzicem. Być może któryś z kryzysów poprzedniego etapu nie został przez was rozwiązany. Być może, zajęci innymi spra- wami, np. karierą, nie mieliście cza- su na osadzenie się w roli rodziców i utworzenie wspólnego frontu.
Waszym zadaniem na tym etapie jest stworzenie bezpiecznych warunków dla dziecka do eksperymentowania z samodzielnością i budowania relacji ze światem.
czytaj dalej
Pisklęta wyfruwają z gniazda
Ten etap, trwający około 8 lat, to czas odchodzenia dorosłych dzieci z domu. Ważne jest, abyście wy, rodzice, uświadomili sobie, że każdy młody człowiek musi mieć przynajmniej 2 lata na tzw. chodzenie luzem, czyli już bez mamusi, ale jeszcze bez żony. Czasami rodzice, zwłaszcza my, mamuśki, robimy wszystko, by zatrzymać nasze maleństwo w domu. Jest piękny dowcip na ten temat, kiedy to mamusia smaruje kremem pupcię nowo narodzonego synka i mówi: "Już dziś tej krowy nienawidzę".
Matki, które żyją w przekonaniu, że poświęciły życie dzieciom albo rodziny, w których rodzice oddalili się od siebie jako małżonkowie, szczególnie boleśnie przeżywają odchodzenie potomstwa z domu. Zwłaszcza że nie do końca rozumieją, dlaczego ich pociecha traktuje dom jak hotel albo jadłodajnię. Po co to robi? Po to, by dokonać świadomego wyboru, co chce ze swojej rodziny zachować, wziąć w posagu na życie, a co odrzucić. By to zrobić, musi zachować dystans i do pierwotnej rodziny, i do kandydata na partnera.
czytaj dalej
Kryzys pustego domu
Ten etap trwa około 10 lat. Pisklęta na dobre wyfrunęły, a wy macie okazję sprawdzić, czy wasz związek to był strzał w dziesiątkę, czy parada pomyłek. Dowcipy w stylu: "Kim jest facet zajmujący drugą połowę mojego łóżka?" - doskonale ilustrują kryzys tej fazy.
W tym czasie zwykle pojawiają się pierwsze poważniejsze dolegliwości zdrowotne. Czas aktywności zawodowej dobiega końca. Macie więcej czasu dla siebie. I może np. okazać się, że jedyne, co was łączyło, to troska o dzieci. Ale może być też tak, że ponownie albo po raz pierwszy w życiu zbliżycie się do siebie i zaczniecie szaleć na całego. Wybór należy do was.