Soja stała się modna jeszcze w latach 90-tych. Reklamowano ja jako super żywność, która pokona raka, zwalczy cholesterol, wzmocni kości i pomoże przejść przez menopauzę. Początkowo egzotyczna na naszym rynku, teraz pojawia się w wielu postaciach i produktach. Sojowe są budynie, mleko, parówki, sery itp. Szczególnie ukochali ją sobie wegetarianie, jako produkt zastępczy za mięso, zawiera ona bowiem wszystkie niezbędne proteinom aminokwasy.
A WMAWIANO NAM ZUPEŁNIE COŚ INNEGO...
Sojowe produkty to jednak nie wszystko. Jak wykazały brytyjskie badania specjalistów od spraw żywności, soja znajduje się też w ok. 60 procentach żywności przetworzonej, choć tylko w śladowych ilościach. Nie zawsze nawet występuje w składzie produktu jako soja z nazwy. Może też tam figurować pod określeniem "roślinne proteiny", "proteinowy koncentrat" czy "oleje roślinne". Wydaje się więc, że przed soją nie ma ucieczki, co do tej pory nie stanowiło żadnego problemu.
Niestety, teraz odkryto, że soja wcale nie jest tak zdrowa, jak myślano. To, co czyni ją dobrą dla naszego organizmu, pozycjonuje ją też na liście artykułów niewskazanych.
PRZYKŁADY NA TAK
Soja zawiera fitoestrogeny w dużej ilości. Gdy dostają się one do naszego organizmu, skutecznie imitują działanie estrogenu wytwarzanego przez nasze ciało. Dr Margaret Ritchie, ekspert w sprawie hormonów na Uniwersytecie St. Andrews zwraca uwagę, że fitoestrogeny są nawet do 20 tysięcy razy słabsze od naturalnego ludzkiego estrogenu. Jednak gdy kobieta przechodzi menopauzę, ten dodatkowy estrogen absorbowany w soi, może pomóc jej złagodzić skutki przekwitania. Pomaga także zneutralizować szkodliwy wpływ estrogenu ludzkiego na ciało kobiety. Chroni więc przed rakiem piersi i macicy, które zaburzony poziom estrogenu może wywoływać.
PRZYKŁAD NA NIE
Journal Of Nutrition opublikował właśnie dane, które mówią o tym, że soja i jej fitoestrogeny mogą być szkodliwe dla niemowlaków płci męskiej. Uniwersytet w Edynburgu przeprowadził badania z małymi małpkami karmionymi mlekiem sojowym. Okazało się, że fitoestrogeny zawarte w soi, wpływają niekorzystnie na poziom testosteronu u maluchów płci męskiej, co może powodować u nich bezpłodność w dorosłym wieku.
Jakby tej złej wiadomości było mało, w Japonii odkryto, że przyjmowanie soi w dużej ilości może zaburzyć pracę hormonów tarczycy, co bezpośrednio zaowocuje przybraniem na wadze i zwiększa zmęczenie i wahania nastroju u tych osób.
Marilyn Glenville, specjalista od spraw żywienia ostrzega wszystkich, którzy mają problemy z tarczycą, aby nie tylko ograniczali spożycie soi. Podobnie działają też orzeszki ziemne, kapusta i rzepa. Najmniej zdrowa będzie w tym wypadku soja przetworzona, zawarta w sojowych kiełbaskach, burgerach i dodawana jako wzmacniacz smaku..
Może nie trzeba całkowicie rezygnować z soi, bo ona wciąż ma te dobre właściwości, o których słyszeliśmy. Nie może jednak stać się podstawowym składnikiem diety. Zaleca się raczej małe dawki, po ok. 30 gramów dziennie.