"Poszłam tak z ciekawości, czemu nie, kobiece święto przecież. Co prawda w telewizji straszyli, ale co tam" - mówi mi jedna pani koło czterdziestki. "Stoję w tym tłumie, a ktoś wciska mi ulotkę - jedną, drugą, dziesiątą. I coś tam jest o lesbijkach, a także inne tematy. Aborcja, przyjazny ginekolog... To ja już nie rozumiem, czy to ten ginekolog, co mnie wyskrobie?" - pyta zdezorientowana.
I rzeczywiście. Dla takiej osoby, która po raz pierwszy i trochę z niedowierzaniem zdecydowała się uczestniczyć w Manifie, może to być ostatnia taka impreza.

Reklama


PRZEROST FORMY NAD TREŚCIĄ?

Bo co by nie mówić o pozytywach tego kobiecego wydarzenia, forma Manify może budzić zgorszenie. Rozkrzyczane, świetnie się bawiące kolorowe tłumy, ruchoma platforma, głośna muzyka, duża aktywność środowisk lesbijskich... to wszystko kojarzy się bardziej z paradami gejowskimi niż wydarzeniem, które ma pomóc rozwiązać całkiem zwykłe i codzienne, ale bardzo poważne i jątrzące problemy współczesnych Polek.

Radykalna twarz Manify razi konserwatywne społeczeństwo. Z tą twarzą nie utożsamia się statystyczna Polka. Jednak Kazimiera Szczuka broni imprezy: "Nie widziałam ulotek o aborcji na czarno, za to widziałam ulotki o obserwacji cyklu menstruacyjnego i przyjaznych ginekologach". Jej zdaniem Manifa to nie tylko lesbijki, transseksualiści i aborcja. "Demonstracja uliczna to zawsze najbardziej radykalne forum, oprócz tego jest mnóstwo normalnej, codziennej pracy u podstaw. Z jednej strony media wykoślawiają jej obraz, szukając tego, co jest jaskrawe, z drugiej wyrazistość to specyfika ulicznych działań. A one są normą demokracji w Europie. Oczywiście przeważają ludzie młodzi. Manifa zawsze będzie znana z poruszania kwestii aborcji czy adopcji - bo to tematy, na które nigdzie indziej nie można rozmawiać" - argumentuje Szczuka.




KAŻDA ZNAJDZIE COŚ DLA SIEBIE

To, że forma demonstracji jest nie dla wszystkich, akcentuje również pisarka i działaczka Sylwia Chutnik. "Nie ma imprezy dla każdej kobiety. Ale skala problematyki, jaką zajmujemy się na tegorocznej Manifie, jest na tyle duża, że każda z nas znajdzie coś dla siebie. Oczywiście mówię to z przykrością, bo to oznacza ogromną skalę problemów polskich kobiet" - mówi.

I wylicza tegoroczne hasła: "W tym roku dużo uwagi chcemy poświęcić tematyce dyskryminowania młodych mam na rynku pracy. Powiemy też o wciąż za niskiej ściągalności alimentów w Polsce (ok. 10 proc.), zajmiemy się barierami architektonicznymi utrudniającymi życie osobom poruszającym się z wózkami dziecięcymi. Postulujemy faktycznie darmowe porody rodzinne (bez tak zwanej cegiełki), dostęp do bezpłatnego znieczulenie przy porodzie i darmowych szkół rodzenia dla wszystkich rodziców, nawet nieubezpieczonych" - recytuje litanię.

Według Chutnik środowiska feministyczne to prawdopodobnie jedyne prężnie działające środowiska kobiece w Polsce. Jeśli ktoś chce walczyć o dobro kobiet, to nie ma innego wyboru. "Chyba jużczas polubić te straszne feministki" - śmieje się.

Tak czy inaczej, chyba warto pójść. Nawet jeśli coś nas w Manifie razi. Nawet jeśli nie podpisałybyśmy się pod wszystkimi głoszonymi na niej hasłami. W końcu to jedyna impreza, na której głos kobiet jest - dzięki uczestniczącym w niej tysiącom - dobrze słyszalny. W końcu wszystkie jesteśmy kobietami.

Szczegóły dotyczące Manify w różnych polskich miastach znajdziesz na stronie www.feminoteka.pl, a sprawdzić, czy utożsamiasz się z którymś z listy postulatów Manify, możesz na stronie www.fundacjamama.pl.



>>>Zobacz, czego Janusz Palikot, Kamil Durczok, Robert Janowski i Paweł Małaszyński życzą kobietom z okazji ich święta