Garniturowe śpioszki od najlepszych projektantów, pozłacane grzechotki, diamentowe zabawki - rodzice nie szczędzą grosza, by ich pociechy były szczęśliwe. Jennifer zatrudniła nawet terapeutkę, której zadaniem było odpowiednie dobranie kolorów w pokoju maluchów, by czuły się komfortowo i bezpiecznie. Rezydencję piosenkarki i jej męża codziennie odwiedza także masażystka, która dba o kondycję Maxa i Emme. Na stałe są także opiekunki. Akurat one nie mają dużo pracy, ponieważ gdy tylko dzieci nie śpią, noszone są na rękach przez kochających rodziców. Wydawałoby się, że sławna rodzinka wiedzie sielski i anielski żywot. Są pieniądze, jest kariera, miłość, a ostatnio szczęście Jennifer i Marca dopełniły upragnione dzieci. Ale rzeczywistość nie jest aż tak różowa.
Jak donosi portal gala.de, od chwili przyjścia na świat dzieci Jennifer żyje pod ogromną presją. Chce sprostać nowej, acz najważniejszej roli w życiu - byciu matką. Lopez ma życzenie, by zapewnić bliźniakom perfekcyjne dzieciństwo. Chce dać im wszystko, co można kupić za pieniądze. Chce być też wspaniałą matką. W czym więc problem? JLo wątpi w swoje umiejętności, boi się, że nie jest wystarczająco dobrą matką. "Dostaje szału, gdy coś nie idzie po jej myśli. Kiedy bliźniaki płaczą, ona myśli, że jest złą matką i od razu wpada w histerię” - zdradza anonimowy informator.
Marc, który ma większe doświadczenie w wychowywaniu dzieci (jest ojcem dwójki z poprzedniego związku), stara się tłumaczyć Jennifer, że jest dobrą matką i że to normalne, że dzieci płaczą. Niestety, jego starania nie przynoszą efektów. Stan psychiczny Jennifer pogarsza się z każdym dniem. Coraz częściej puszczają jej nerwy. Skupiona wyłącznie na dzieciach i uszczęśliwianiu ich, nie ma czasu na sen ani jedzenie. Nawet podczas wakacyjnego pobytu u zaprzyjaźnionych projektantów Stefano Dolce i Domenico Gabbana latynoska piękność nie rozstawała się z bliźniakami. Mimo usilnych starań gospodarzy, by goście bawlli się u nich fantastycznie, Jennifer i Marc z atrakcji korzystali tylko wtedy, gdy maleństwa spały. Ale nie trwało to długo, bo jak donosi znajomy pary, po dwóch godzinach snu bliźnięta budziły się z krzykiem i domagały się powrotu rodziców. I jak tu nie oszaleć?