Jeśli spojrzymy na dane statystyczne dotyczące dzietności, małżeństw czy rozwodów zaczynając od początku lat 90-tych do końca ubiegłego roku, zobaczymy, że właściwie w każdym obszarze sytuacja demograficzna Polski się pogarsza. Co prawda dane za pierwsze półrocze tego roku są nieco bardziej optymistyczne, ponieważ wzrosła liczba urodzeń i małżeństw, jednak na obiektywną ocenę poczekajmy do końca roku. Wtedy zobaczymy, czy trend się utrzyma i czy będziemy mogli mówić m.in. o pozytywnym wpływie na statystyki rządowego programu „Rodzina 500 plus”. Niezależnie jednak od tego, warto zwrócić uwagę, co przez ostatnie i zakładam, że jeszcze przez najbliższe lata, wpływa na rozwój negatywnych trendów demograficznych w naszym kraju i jak temu przeciwdziałać – mówi psycholog i psychoterapeuta systemowy Jolanta Szczepaniak z Centrum Psychoterapii Vide.

Reklama

Wyścig bez trofeum

Pośpiech, emocje, tzw. "wyścig szczurów" – od kilku lat nasila się w Polsce trend dawania wszystkiego z siebie w miejscu pracy. Dodatkowo, jest on wzmacniany wprowadzanymi przez pracodawców systemami mającymi na celu obliczanie czasu i rodzaju wykonanej pracy oraz określeniu efektywności pracownika. Następnie takie informacje są podawane do publicznej wiadomości współpracownikom. Takie podejście wpływa na obniżanie poczucia własnej wartości oraz utrzymywanie stałego lęku, a w konsekwencji nie służy, aby myśleć o życiu osobistym, zakładaniu rodziny czy wychowaniu potomstwa. – Osoby po wyjściu z pracy pozostałe role wypełniają na tzw. autopilocie. Są zmęczone, rozdrażnione i w związku z tym wykonują tylko te obowiązki, które są niezbędnym minimum jak przygotowanie posiłku czy ubrania na kolejny dzień roboczy. Nie ma w tym miejsca na budowanie więzi czy rytuałów, które scalają rodzinę – mówi ekspertka.

Tu i teraz

Dzisiejsze społeczeństwo w codziennym życiu największy nacisk kładzie na oszczędność czasu. I to zarówno w pracy – chodzi o to, żeby wykonywać jak najwięcej zadań w jak najkrótszym czasie. Jak i w życiu osobistym – szybkie robienie zakupów przez Internet, jedzenie odgrzewane w mikrofalówce czy rozmowa telefoniczna zamiast spotkania. Tzw. kultura instant odnosi się do charakterystycznego dla naszych czasów nawyku życia w biegu, w którym nie ma miejsca na rodzinę. Oznacza świat konsumpcji, głodu przyjemności, powierzchownych kontaktów miedzy ludźmi czy brak wzorców zachowań pozytywnych. W takim świecie człowiek nie jest przygotowany na długoterminową inwestycję, jaką jest małżeństwo i wychowanie potomstwa.

Gospodarka nie odpowiada na potrzeby demograficzne

Sytuacja gospodarcza bez wątpienia ma wpływ na demografię naszego kraju. W szczególności chodzi o sytuację na rynku pracy. Brak poczucia stabilności, niskie wynagrodzenia, słabe świadczenia socjalne to czynniki, które często oddalają decyzję o urodzeniu pierwszego czy kolejnego dziecka. Dla kobiet istotne jest także bezpieczeństwo zawodowe w ciąży i po urodzeniu dziecka – jeśli nie mają go zagwarantowanego, mimo że chcą mieć potomstwo, obawiają się, co czeka je w przyszłości. I choć większość wskaźników makroekonomicznych świadczy, że w Polsce mamy do czynienia z dobrą sytuacją gospodarczą, to jednak brak kompleksowych rozwiązań prorodzinnych rzutuje na oddalenie decyzji o potomstwie.

Reklama

Życie online

Dzisiejsi 20- i 30-latkowie to pokolenie komunikacji internetowej, które nie potrafi budować relacji w codziennym życiu. A brak komunikacji bezpośredniej, wyrażanej w rozmowach czy wspólnych zajęciach to źródło rozpadu związków czy odwlekania decyzji o potomstwie.

Podczas terapii spotykam małżeństwa, które rozmawiają ze sobą w pracy korzystając z komunikatorów internetowych. Jednak po powrocie do domu są tak zmęczeni, że już nie mają sił na rozmowę i wspólne spędzanie czasu. A jeśli już dochodzi do konwersacji, to często jest to wybuch, aby rozładować emocje z dnia pracy – mówi psycholożka.

Zdrada niejedno ma imię

Z badań spekulujących Centrum Profilaktyki Społecznej wynika, że cztery na pięć par w naszym kraju doświadczy zdrady. To szokujące dane, bo wychodzi na to, że zdrada jest obecna w większości związków. Ale gdy spojrzymy na obiektywne liczby podane przez Główny Urząd Statystyczny dotyczące rozwodów i przyjmiemy, że jednym z ich głównych powodów jest właśnie zdrada, to zobaczymy, że coś w nich jest. Od początku lat dziewięćdziesiątych liczba rozwodów w Polsce wzrosła o połowę – w 1990 roku wyniosła 42,4 tys., podczas gdy w 2015 roku – 67,3 tys. Co więcej, dwadzieścia sześć lat temu jeden rozwód przypadał na sześć zawartych małżeństw, w ubiegłym roku już na trzy.

Do niedawna zdrada była domeną głównie mężczyzn, jednak zdradzają i mężczyźni i kobiety. To, co wspólne i niezależne od płci, to brak od partnera lub partnerki uwagi, poczucia, że druga osoba jest ważna, oraz rutyna w związku. Małżonkowie będąc jakiś czas ze sobą nabierają fałszywego przekonania, że nie trzeba już tyle ze sobą rozmawiać. Zapominają, że nie trzeba się kłócić w związku, czasami wystarczy przestać ze sobą rozmawiać, aby go zniszczyć. Jeśli małżonek nie widzi swojej wartości w oczach drugiej osoby, zacznie szukać jej u kogoś innego – diagnozuje Jolanta Szczepaniak.

- Niekorzystny stan demograficzny z raportu GUS, w dużej mierze jest wynikiem tego, że pary nie potrafią same zdiagnozować problemu, jaki ich dotyczy, i rzadko zgłaszają się po pomoc do terapeuty. Fałszywe przekonania powodują, że praca nad związkiem z profesjonalistą jest postrzegana negatywnie lub podejmowana za późno. – Idea zawiązku polega na tym, że poznaje się dwoje ludzi niejako z różnych światów i próbuje zbudować swój własny. A to nie jest takie proste ani łatwe. Dlatego czasami potrzebny jest specjalista – psychoterapeuta. Psychoterapia to proces, który służy lepszemu zrozumieniu siebie i swoich potrzeb, pozwala przeformułować ograniczające nas przekonania i daje możliwość trwalszych zmian do stworzenia swojej drogi bez obciążeń wynikających z procesu wychowania. Oczywiście jedna czy dwie sesje na „uzdrowienie” relacji to za mało. Uratowanie związku czy poradzenie sobie z nową sytuacją wymaga czasu – podsumowuje psychoterapeutka.