Kobieta i mężczyzna - różni jak dzień i noc, lato i zima, ogień i woda. A jednak wciąż coś ich do siebie przyciąga. Spotykają się, zakochują w sobie i zaczynają wspólną grę - grę o szczęście w miłości. Tak twierdzą Wiesław Sokoluk i Ewa Klepacka, autorzy książki "Seks czegoś smutny. Antyporadnik dla tych, którzy grają o miłość". W czasach, gdy półki w księgarniach uginają się od poradników proponujących dziesiątki pomysłów na kosmiczny seks, autorzy antyporadnika są realistami. Nie obiecują, że życie pod wspólnym dachem będzie sielanką, a sypialnia - rajem na ziemi. Chociaż seks może być dla partnerów cudownym doznaniem. Jednak pod warunkiem, że każde z nich dba o swoje potrzeby, potrafi o nich rozmawiać, a intymny kontakt pogłębia wzajemną bliskość i nie służy manipulacji.

Czego seks nie lubi?

Ewa Klepacka: Co się może nie udać, kiedy zakochani idą po raz pierwszy do łóżka?

Wiesław Sokoluk: Diabeł tkwi w tym, co ich zdaniem się nie udało. Jeżeli ten pierwszy raz nie bardzo im wyszedł, bo ona nie miała przyjemności albo ją zabolało, a on miał przedwczesny wytrysk - mówią, że była klęska. Seksuolog w takiej sytuacji powie: "Spokojnie, nic nie można jeszcze przewidzieć, to typowe problemy przy rozpoczynaniu współżycia”.

E.K.: Co jeszcze?

W.S.: Mogą przeszkadzać im poprzednie doświadczenia. Na przykład on inaczej zaprasza ją do sypialni, ona inaczej reaguje, bo poprzedni partner pieścił ją w inny sposób. Może się też okazać, że mają zupełnie inne pomysły na erotyczne scenariusze. Ona miała stałego partnera, z którym wytworzyła sobie pewne standardy, a on miał tylko przygodne kontakty seksualne. A teraz muszą się siebie wzajemnie nauczyć. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że nie od razu trafią w sedno. Tak być może, ale wcale nie musi.

E.K.: Co to znaczy "nauczyć się siebie"? Czy powinniśmy o tym ze sobą rozmawiać?

W.S.: Możemy rozmawiać, pokazywać, czego potrzebujemy, jak chcemy być dotykani, zamiast liczyć, że jeśli on kocha, to się domyśli. To, czy partner wyczuje nasze potrzeby, pragnienia, nie ma nic wspólnego z siłą uczucia. Bardziej z wrodzonym talentem.

Do seksu nie można się zmuszać

E.K.: Jak odmawiać, żeby nie urazić partnera? "Kochanie, nie dzisiaj, boli mnie głowa” - to chyba nie jest najlepszy sposób. Albo inny, równie popularny: "Dzisiaj nie mogę, mam miesiączkę". Na co on: "Znowu?”.

W.S.: Ja bym nie demonizował tego problemu. Wymyślanie sobie od oziębłych kobiet czy impotentów to nie jest oczywiście dobry sposób na radzenie sobie z odmową. Jednak nie ma tutaj żadnych zasad. Tym bardziej że jest to przede wszystkim problem zaakceptowania faktu, że druga strona po prostu nie ma na coś ochoty. Tak, jak z jedzeniem na przyjęciu - namawiamy gości i obrażamy się, gdy ktoś nie przyjmie poczęstunku.

Jeśli ludzie nie odmawiają sobie seksu nagminnie, to nie ma problemu. Do tych spraw nie można się zmuszać. Kiedy ja mam ochotę, a partnerka mówi mi: "Wiesz, nie mam dziś ciekawości na ciebie”, to nie traktuję tego jak odrzucenia. Bo wiem, że jutro będzie miała ochotę. Każdy ma gorsze i lepsze dni, również w seksie. I nie ma powodu, by się z tego tłumaczyć. Chyba że ktoś traktuje seks jak zobowiązanie. A jeśli uchylam się od zobowiązania, to muszę podać jakieś ważne powody
- i wtedy najlepiej wymówić się zdrowiem.

E.K.: A jeśli ja mam zawsze częściej ochotę niż mój partner, czyli co z różnym temperamentem seksualnym?

W.S.: To jest tak, jak w tym dowcipie - po upojnej nocy hrabina pyta swojego męża, starego hrabiego: "Mężu mój, czy te ekscesy erotyczne będą się powtarzały często?”. Na co mąż mówi: "No, moja droga, jak mąż brutal, to nawet dwa razy do roku…”. Niestety, bardzo trudno jest nam zrozumieć, że ktoś nie ma ochoty na taką fajną rzecz jak seks. Przedtem jednak warto przypomnieć, że jeśli generalnie oceniam moje życie seksualne pozytywnie - partner co prawda czasami nie ma ochoty i mi odmawia, ale kiedy indziej z daleka widzę, że go oblazły "seksiki” i sam mnie namawia do kontaktu - to nie ma powodu do zmartwień. Zarówno permanentna odmowa w seksie, jak i nieakceptowanie odmowy są dowodem na to, że coś w związku nie gra.

E.K.: Nie gra w związku, czy z partnerem, który czuje się odrzucony, albo z tym, którego wciąż boli głowa?

W.S.: To jest bardzo trudno rozdzielić.

E.K.: A może tu chodzi o sposób odmowy? Kobieta wraca do domu i mówi: "Gary niepozmywane, dzieci głodne, ty siedzisz przed telewizorem, a potem jeszcze chcesz seksu?”.

W.S.: Ona, w gruncie rzeczy, zamiast powiedzieć: "Umyj gary”, karze go za to, że jest zmęczona i się ze wszystkim nie wyrabia. To jest manipulacja seksem. A manipuluje zawsze ten, kto mniej potrzebuje.

E.K.: Jak to…?

W.S.: To bardzo proste. Jeśli partnerce zależy na seksie bardziej niż mnie, to mogę nią w tej sferze manipulować. Mogę karać, nagradzać, szantażować, wymuszać na niej jakieś ważne dla mnie decyzje. Ale to jest potworny kanał. Seks musi być dziedziną chronioną, nie może być używany do niczego poza tym, do czego służy.

E.K.: A więc do czego służy seks?

W.S.: Do więzi i prokreacji, a jeśli więź, to też wzajemna gratyfikacja. Poza tym seks sam w sobie jest gratyfikacją.

Jak dbać o wolność w związku?

W.S.: Granic wolności nie da się ustalić. Są one płynne i wciąż się zmieniają.

E.K.: Ale na początku zakochani świata poza sobą nie widzą. Spędzają razem każdą chwilę, najchętniej wtopiliby się jedno w drugie.

W.S.: Dokładnie tak. Kobieta zapuszcza włosy, bo on lubi długie, nosi stringi, bo to go kręci. On zaniedbuje treningi piłki nożnej i rzuca palenie, oczywiście dla niej, itd. To etap wspólnego inwestowania w związek. Niestety, łatwo wówczas przegapić pewne niepokojące symptomy ze strony partnera. Na przykład - on jest zazdrosny o każde spojrzenie obcego faceta, a dziewczyna pęka wtedy z dumy, bo skoro zazdrosny, to znaczy, że kocha. A tymczasem to wróży katastrofalny związek. Bo kiedy jedno z partnerów jest chorobliwie zazdrosne, to nie ma żadnych negocjacji na temat wolności w związku. Inna sytuacja - mężczyzna oczekuje, że musi wystarczyć kobiecie za cały świat - żadnych przyjaciółek, babskich spotkań czy samodzielnych wyjazdów. To pachnie więzieniem. Może być też taka wersja, że to partnerka wysyła komunikat - zdejmij ze mnie ciężar życia, w całości oddaję się pod Twoją opiekę, rezygnuję z własnej wolności, w imię naszego związku. Taki układ również nie rokuje dobrze.

E.K.: To jak obliczyć "porcję” wolności, żebyśmy - i on, i ja - byli szczęśliwi?

W.S.: To często wychodzi w praniu, czyli w trakcie trwania związku. Ale warto zadać sobie wcześniej pytanie - jak ustalić wzajemne relacje, by było mi wygodnie, a następnie realistycznie sprawdzić, czy oczekiwania partnera są podobne. Podstawowa zasada brzmi: nawet najbardziej ukochany człowiek nie jest moją własnością.

E.K.: Czy zawsze, kiedy partner zachowuje się niezgodnie z naszymi oczekiwaniami, należy mu o tym mówić?

W.S.: To zależy od oczekiwań. Jeśli np. denerwuje cię to, że twój chłopak obgryza paznokcie, zastanów się, czy ten fakt naprawdę jest dla ciebie dramatem. Jeśli tak, być może masz tendencję do zawłaszczania ludzi. Warto nad tym trochę popracować, bo inaczej zadręczysz i jego, i siebie.

E.K.: Wydaje mi się, że to faceci są bardziej zawłaszczający, a dziewczyny piszą listy do redakcji: "On nie pozwala mi ufarbować się na rudo, a ja go kocham i nie wiem, co robić”.

W.S.: To sprawa indywidualna. Nie można obiektywnie stwierdzić, ile poświęcenia wymaga bycie z drugim człowiekiem. Zdarza się, że robisz coś dla partnera, chociaż nie masz na to ochoty, ale w konsekwencji jesteś zadowolona i dochodzisz do wniosku, że twoje poświęcenie się opłaciło. To jest OK. Jeśli zaś bezustannie si poświęcasz, żałujesz, że pozwalasz partnerowi ograniczać swoją wolność i na dodatek oszukujesz go, że wcale ci to nie przeszkadza - to takie kuglarstwo nie wróży wam niczego dobrego.

Szczerość w sypialni

E.K.: Za pomocą słów możemy wyrażać swoją miłość, zachwyt, radość, ale słowami możemy również ranić czy wprowadzać w błąd. Porozmawiajmy więc o szczerości w sypialni. Terapeuci twierdzą, że szczerość i zaufanie to podstawa. Co jednak odpowiedzieć, kiedy partner pyta np.: "Czy byłem pierwszy"?

W.S.: W tym momencie powinien zostać wyrzucony z łóżka.

E.K.: A kiedy ona zadaje pytanie: "Ile kobiet było przede mną”?

W.S.: Tym razem to on powinien wyjść z łóżka, usiąść przy stole, zrobić dobrą herbatę i zaproponować, by opowiedzieli sobie nawzajem swoje życiorysy.

E.K.: Ludzie nie mają prawa zadawać sobie takich pytań? Przecież powiedziałeś, że przeszłość partnerów jest bardzo ważna, śmiałeś się, że spraw seksu nie da się wyłączyć za pomocą magicznego czerwonego guziczka.

W.S.: Ale jakie ja mam prawo do przeszłości mojej partnerki i zadawania jej niedyskretnych pytań? Chyba że ona sama chce mi o tym powiedzieć, co też jest dyskusyjne. A właściwie to jakie ta wiedza ma znaczenie dla naszego związku? W filmie "Wielki Szu” jest taka piękna scena - główny bohater razem ze swoją przyjaciółką wychodzi z domu, gdzie inny mężczyzna mówi mu: "Ty wiesz, co ja z nią robiłem? Miałem ją, jak tylko chciałem!”. Na co Wielki Szu odwraca się i odpowiada: "Przeszłość mojej żony mnie nie interesuje”. I tyle. Problem polega na tym, że jeżeli ja uzurpuję sobie prawo do zapytania: "Kogo miałaś przede mną?”, to powinienem również wymagać od siebie dziewictwa do momentu, zanim poszedłem z tą kobietą do łóżka. Jeśli nie wymagam tego od siebie, nie mam też prawa zadawania takich pytań. Również, jeśli uważam, że powinienem mieć dziewicę, mam obowiązek uprzedzić o tym partnerkę, mówiąc jej: „Słuchaj, ja uznaję tylko dziewice, więc jeśli nie jesteś dziewicą, to rozstańmy się od razu”. I na tym właśnie polega szczerość w łóżku i innej szczerości nie ma.

E.K.: A co ze szczerością w sypialni?

W.S.: Szczerość polega na tym, że nie udajemy, nie oszukujemy się wzajemnie i akceptujemy fakt, że coś może się nie udać. Ale też zakładamy, że może być cudownie.

E.K.: A jeśli partner mówi: "Widzę, że dzisiaj nie było ci dobrze?”, co mu powiedzieć, żeby go nie zranić, ale też nie oszukać?

W.S.: No, nie było może za dobrze, ale to się zdarza. Nie ma sensu robić z tego wydarzenia.

E.K.: Ale panowie są przecież na tym punkcie niezwykle czuli…

W.S.: Ale satysfakcja w sypialni nie zawsze zależy od ich starań. Jeśli nie było miło, to niekoniecznie dlatego, że facet czegoś nie zrobił albo zrobił to źle. To zależy od wielu czynników. Czasami ludzie mają udany seks, a innym jest zwyczajnie gorzej. Dlaczego? Bo coś ich rozproszyło, któremuś z nich coś się przypomniało. Albo uprawiali seks, choć do końca nie byli przekonani, czy obydwoje mają na to ochotę. Sporadyczne niepowodzenia są normą w każdym związku.

E.K.: Co to znaczy sporadyczne?

W.S.: Jeśli trzy czwarte wszystkich kontaktów jest udane, to jesteście szczęściarzami.






























































































Sypialniane rozgrywki

E.K.: A co możemy zrobić, kiedy w sypialni zaczyna się źle dziać?

W. S.: Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że w seksie nie zawsze musi być fajnie. Zawsze zdarzają się różne kryzysy. Nawet jeśli spotykamy się tylko raz, na jedną noc, to wnosimy do łóżka cały posag naszego życia, bo niestety nie możemy zostawić go za drzwiami. Chociaż czasem bardzo chcielibymy móc to zrobić. I jeszcze na dodatek fundujemy siebie drugiemu człowiekowi, udając, że dajemy mu tylko tę część z napisem "seks”.

E.K.: Ale mija miesiąc, a między nimi ciągle nie jest najlepiej…

W.S.: Wtedy warto porozmawiać z kimś, kto się na tym zna, na przykład z seksuologiem. Czasami, w stałych związkach, ma miejsce tak zwany mechanizm habituacji. Polega on na tym, że człowiek przyzwyczaja się do pewnego progu bodźca i potem, żeby wywołać tę samą reakcję, bodziec musi być silniejszy. To dotyczy również seksu.

E.K.: A kiedy seks staje się jak mycie zębów?

W.S.: Czyli seks po polsku: buzi buzi, oburęczny za piersi, podwójny za włosy, stosunek, papieros i spać? Jeśli coś takiego trwa dłuższy czas, to rzeczywiście może się znudzić. Co wtedy? Czemu nie wypróbować różnych urozmaiceń, np. zapraszać się do sypialni o innych porach? Jest też nagroda dla stałych, wiernych sobie par - jeśli byliście swoimi jedynymi partnerami seksualnymi, możecie bezpiecznie uprawiać każdy rodzaj seksu, nawet ten najbardziej wymyślny.
Pamiętajmy też, że o seks trzeba zadbać, jak o każdą inną rzecz. Ważna jest również refleksja - w którym momencie wszystko zaczęło się psuć? Jaki był nasz seks na początku, a jaki jest teraz? Co wobec tego się zmieniło i dlaczego? Czuję, że przyciskasz mnie w temacie - co zrobić, żeby było świetnie?

E.K.: No jasne.

W.S.: Tak naprawdę to łatwiej jest powiedzieć, co zrobić, żeby nie zepsuć. Ponieważ z tym pierwszym wiąże się złudzenie, że zawsze musi być świetnie. Ale nikt nie zastanowił się nad tym, czy to jest możliwe? Niestety, nie zawsze będzie idealnie. Będą momenty dobre i złe, ale gdy spojrzymy z perspektywy czasu, to okaże się, że w ogólnym bilansie było naprawdę fajnie. Tylko że ludzie rzadko myślą bilansowo. A poza tym ten bilans robimy często grubo "po”. No i nie mamy podpisanej umowy z ministrem do spraw seksu, że zawsze ma być cudownie. Ale jeśli akceptujemy drugiego człowieka, to jego fizyczna bliskość zawsze będzie wielką frajdą.


















Wiesław Sokoluk, Ewa Klepacka, "Seks czegoś smutny. Antyporadnik dla tych, którzy grają o miłość”, Dom Wydawniczy EGO, 2005.
Wyboru fragmentów książki i skrótów dokonała Ewa Klepacka