Wyniki badania przedstawiono w poniedziałek na konferencji prasowej "Nie pękaj - bądź twarda", zorganizowanej pod patronatem Polskiego Towarzystwa Reumatologicznego. Wynika z nich, że 91 proc. badanych Polek wie, że osteoporoza to grożąca złamaniami choroba metaboliczna kości. Ale zdecydowana większość z nich lekceważy to zagrożenie.

Reklama

- To niepokojące, gdyż osteoporoza stwarza większe ryzyko zachorowania i zgonu niż wiele nowotworów - alarmował prof. Witold Tłustochowicz, konsultant krajowy ds. reumatologii.

Prof. Ewa Marcinowska-Suchowierska, kierownik Kliniki Medycyny Rodzinnej Chorób Wewnętrznych i Chorób Metabolicznych Kości CMKP w Warszawie, przytoczyła dane wykazujące, że aż 20 proc. chorych ze złamaniami kości udowej umiera z powodu powikłań w ciągu sześciu miesięcy, a ponad 50 proc. - w następnym roku.

- Osoby, które przeżywają takie złamanie, cierpią fizycznie z powodu bólu, jak i psychicznie, bo są upośledzone ruchowo - podkreślała prof. Marcinowska-Suchowierska. - Ponad połowa chorych, którzy przeżyli złamania szyjki kości udowej odczuwa pogorszenie jakości życia, a jedna trzecia nigdy nie powraca do pełnej samodzielności i wymaga długotrwałej opieki.

Dodała, że można temu zapobiec, trzeba tylko wykonać densytometrię (pomiar gęstości kości) i jeśli to konieczne - odpowiednio wcześnie zastosować leczenie. - Osteoporoza to cichy złodziej kości, rozwija się latami i ujawnia najczęściej u kobiet po 50. roku życia - powiedziała.

Jej zdaniem, jeśli nie przeprowadzi się badania densytometrycznego i nie oceni ryzyka osteoporozy, pierwszym objawem osteoporozy może być złamanie, najczęściej przedramienia, nadgarstka lub trzonów kręgów. - Ale wtedy mówimy już o zaawansowanej chorobie, która grozi kolejnym złamaniem, tym razem jeszcze poważniejszym, jakim jest złamanie szyjki kości udowej - podkreśliła prof. Marcinowska-Suchowierska.

Dodała, że leczenie opóźnia postęp osteoporozy - po 5 latach terapii ryzyko złamania kości udowej jest o połowę mniejsze.

Reklama

Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), indywidualne ryzyko złamania można ocenić z 10-letnim wyprzedzeniem metodą FRAX (fracture risk assesment). Poza badaniem densymetrycznym szyjki kości udowej uwzględnia ono takie czynniki ryzyka jak wiek i płeć, niską masę ciała (wskaźnik BMI poniżej 20), złamania bliższego końca kości udowej u rodziców, przebyte złamania po 50. roku życia, palenie papierosów, zażywanie glikokortykosteroidów, reumatoidalne zapalenie stawów i nadużywanie alkoholu.

- Osobom z indywidualnym ryzykiem złamań, tzw. RB-10 niższym niż 10 proc. zaleca się jedynie zdrowy styl życia i poprawę ogólnej sprawności fizycznej - podkreśliła prof. Marcinowska-Suchowierska. - Wysokie RB-10, powyżej 20 proc., wymaga zastosowania leczenia farmakologicznego i to niezależnie od wielkości masy kostnej (BMD).

Dodała, że przy średnim zagrożeniu złamaniem (RB-10 pomiędzy 10-20 proc.), o leczeniu decyduje wielkość masy kostnej. Dopiero gdy jest ona zbyt mała, należy wprowadzić terapię.

- Trzeba jednak pamiętać, że złamanie jest niezależnym od wielkości masy kostnej ryzykiem kolejnego złamania. A może się ono znowu zdarzyć nawet wtedy, gdy BMD jest prawidłowe. Oznacza to, że leczenie farmakologiczne należy zastosować u wszystkich osób ze złamaniami po niewielkim urazie, zwłaszcza trzonów kręgowych, kości przedramienia i bliższego odcinka kości udowej" - twierdzi prof. Marcinowska-Suchowierska.

Na konferencji poinformowano, że w Polsce każdego roku dochodzi do około 150 tys. nowych złamań.